czwartek, 5 lutego 2015

Schetyna i czterej śpiący



Jak wiadomo wojnę z Ruskimi zacząć miał Andrzej Duda. Taki przynajmniej przekaz, mniej lub bardziej skutecznie, szerzy się tu i ówdzie jako całą prawdę całą dobę. Prawdy zaś w tym tyle, że cała doba jest jak najbardziej cała. Ale wróćmy do Ruskich i do wojny. Jak wiadomo gdyby wojnę z nimi zaczął Duda, byłaby to, wedle standardów skonstruowanych przed wiekami przez Pawła Włodkowica, wojna jak najbardziej niesprawiedliwa. Wszystko, co robi Prawo i Sprawiedliwość jest ponoć niesprawiedliwe. I lewe przy okazji.

Pech chciał, że jeszcze do końca nie ucichły wyimaginowane surmy bojowe, przy dźwięku których miał nas Duda poprowadzić na Moskwę, gdy prawdziwy, choć nieco inny w charakterze konflikt z Moskwą wywołał urzędujący Minister Spraw Zagranicznych Grzegorz Schetyna. Po co wywołał trudno powiedzieć. W mojej ocenie jest to ewidentny „syndrom ucznia czarnoksiężnika” sprowadzający się do tego, że Schetyna coś tam chlapnął a później, usiłując zachować twarz, brnął dalej w starciu z obudzonym i trudnym do opanowania żywiołem.

Taką przynajmniej mam nadzieję choć krystalizujący się właśnie koncept zaproszenia całego prawie świata by rocznicę zakończenia wojny uczcić w Gdańsku zdaje się mieć jakby więcej autorów a przynajmniej ojców chrzestnych. I na pierwszy rzut oka może sprawiać wrażenie pomysłu przemyślanego. 

Nie chcę jednoznacznie oceniać Schetyny. Wiem, że jego postępowanie w tej akurat sprawie zbiera z różnych, czasem dość zaskakujących stron, różne recenzje. Od pochwał za to, że się postawił nie byle komu, przez pochwały że ma (no bo chyba musi mieć) jakiś tam szczwany plan i pomysł na politykę wschodnią aż po pochwały bez uzasadnienia. Wynikające z faktu, że to przecież minister tej władzy. Dla niektórych to argument decydujący. Oczywiście są tacy, co Schetynę krytykują ale to chyba z przyzwyczajenia albo ze złej woli. Tacy są oni nieprawi i niesprawiedliwi.

Mnie się w tym, co zrobił i robi Schetyna coś jednak bardzo podoba. Nie dla tego oczywiście, że było to mądre, rozsądne i zgodne z regułami dyplomacji. Bo oczywiście nie było. Cokolwiek by nie mówili broniący ministra.

Ów nowy kierunek „polityki wschodniej” obecnej ekipy faktycznie kiepsko wstrzelił się w próby zrobienia z Dudy militarysty i rusofoba. Trudno mieć go za kogoś takiego w chwili, gdy w rosyjskich mediach to Schetyna prezentowany jest jako amerykański piesek w stylu sławetnego, zimnowojennego „Krokodyla”.

Ale nie to akurat mnie ujęło, że tak na ochotnika zluzował Schetyna Dudę na froncie wschodnim. Ujęło a raczej, bądźmy szczerzy, ubawiło to, że w dość dziwnej sytuacji znaleźli się ci, co jeszcze wcale nie tak dawno polską rację stanu widzieli w ostentacyjnym obnoszeniu bohaterstwa Armii Czerwonej. Obnosili je latając palić znicze na wojenne cmentarze, dość łzawie przypominając „prostych chłopaków”, którzy „niosąc wolność” z polityką nie mieli nic wspólnego (oczywiście jak na narzędzie realizacji tej polityki przystało) i stając murem za powrotem na Pragę pomnika „czterech śpiących”.

Jeśli teraz ów nagły zwrot wektora naszej oficjalnej „polityki historycznej” zaowocuje choćby odesłaniem wspomnianego monumentu w miejsce mniej eksponowane, będzie miał u mnie Schetyna plusik.

A skoro już jesteśmy przy tej wspomnianej, oficjalnej polityce historycznej, trudno nie zauważyć, że obecnej ekipie wychodzi ona dość groteskowo. Kiedy w 2009 postanowiono w naszym imieniu uczcić okrągłą rocznicę rozpoczęcia wojny, najwyższymi rangą i przez to szczególnie fetowanymi gośćmi na Westerplatte byli kanclerz Merkel i premier Putin. Co by nie mówić, spadkobiercy tych, którzy akurat 70 lat wcześniej wojnę zaczynali od najazdu na nas.

Teraz, gdy czcić mamy koniec wojny, zanosi się, że przedstawicieli największych zwycięzców wojny akurat zabraknie natomiast możemy liczyć, że dane nam będzie podziwiać uśmiech szefowej tych, co wojnę ponoć z kretesem przegrali.

Ma to oczywiście swoją mocno edukacyjna wymowę. Tę mianowicie, że nie wszystko jest takie, jak na pierwszy rzut oka wygląda. I że nie warto się nad tym zbytnio zastanawiać bo do dziwnych wniosków można wtedy dojść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz