Krystalizujący się właśnie obraz
zapowiadanego niedawno przez premier Ewę Kopacz „nowego otwarcia” musi
zastanawiać a być może nawet i zdumiewać. Myślę, że to drugie dotyczy także jeśli
nie przede wszystkim zgnębionych i sponiewieranych nieco przez ostatnie, dość liczne
niefortunne przypadki zwolenników i wyznawców obecnej władzy.
Kiedy po ostatnim tąpnięciu ekipy,
zakończonym odejściem w niesławie najbliższych współpracowników Kopacz, zapowiedziała
ona wspomniane „otwarcie”, mogło się zdawać, przynajmniej tym, którzy bardzo na
panią Kopacz liczyli, że przygotowywana jest jakaś wunderwaffe, dzięki której
ekipa odbije się od ściany, pod którą od jakiegoś czasu stoi i przejdzie do takiej
ofensywy, że…
Ja te oczekiwania doskonale rozumiem.
Jeśli polityk na niewiele więcej niż pół roku przed wyborami zapowiada zmiany,
ma na myśli, musi mieć na myśli nie kosmetykę tylko prawdziwa rewolucję. Z
kosmetyką można wtedy dać sobie spokój a jeśli nie można, robi się ją w zaciszu
gabinetów. Tak, by jej efekty nie za bardzo i nie za gwałtownie rzucały się w
oczy.
„Nowe otwarcie” Ewy Kopacz może
zdumiewać. Ba, musi zdumiewać! Najważniejsze
nazwiska, które po otwarciu ukazały się oczom oczekujących z nadzieją, mogą
oznaczać bardzo wiele ale z nadzieją raczej się nie kojarzą. Wobec potrzeby
rzeczywistego wunderwaffe są chyba dosyć beznadziejne.
Jeśli lekarstwem na obecną sytuację społeczną, na rosnące
oczekiwania i roszczenia finansowe kolejnych grup społecznych i zawodowych ma
być pan Jacek Rostowski, to trudno nie zareagować zdumieniem. I stwierdzeniem,
że lepszym „otwarciem” byłoby zamknięcie rozdziału „premier Ewa Kopacz”. Włączenie
do ekipy najmniej chyba popularnej i najgorzej chyba kojarzącej się społeczeństwu
postaci, jaką Platforma w ogóle mogła znaleźć wydaje się błędem, głupota lub
prowokacją. Albo dowodem na absolutny już brak jakichkolwiek sensownych rezerw
kadrowych rządzącej partii. Dodanie do niego „Miska” Kamińskiego, który mocno stara się zapracować na pozycję najmniej
sympatycznej postaci sceny politycznej oraz pani Kidawy – Błońskiej, która może
i jest sympatyczna i lubiana przez żurnalistów (takie uzasadnienie podała sama
pani Kopacz) ale sprawnością i przesadną liczba przymiotów nie grzeszy, to wrażenie
pogłębia. Z poprzedniego „rzecznikowania” znana jest przecież pani Błońska głównie
dzięki genialnemu stwierdzeniu, że to są na pewno jakieś kwoty, które wynikają z
różnych takich działań.
Decyzje
kadrowe, podjęte dzisiaj świadczą chyba o tym, że Ewa Kopacz (nie wiem jak
reszta PO) swą przyszłość zaczyna widzieć w kategorii cudu, który się ziści i
pozwoli partii wygrać wybory a jej samej utrzymać władze nad państwem i partią.
W szczególności na to wskazuje wyniesienie Michała Kamińskiego, który, zasłużenie
czy nie, ma ugruntowana opinię spindoktora - cudotwórcy.
Nie
wiem jeszcze jak odebrane zostały nominacje ogłoszone przez Kopacz. Jak na
razie wzbudziły one entuzjazm Jana Tomaszewskiego, który zadeklarował poparcie
dla działań zgłaszając akces do Platformy. To pewnie nie jest sygnał, który z
kolei mógłby wzbudzić entuzjazm w PO i jęk zgrozy u konkurencji. Jeśli już to chyba odwrotnie.
Ciekawe
tak przy okazji jak Ewie Kopacz udało się skruszyć opór czy może tylko
sceptycyzm współkoalicjanta wobec kandydatury Rostowskiego. Dotąd wszak na hasło
„Rostowski” PSL warczało i demonstrowało czarne podniebienie. A może to żadne
tam „skruszenie” lecz taka szpila za wystawienie Jarubasa?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz