Jak zauważyłem wielu komentatorów,
krytycznie odnoszących się do dzisiejszego przyzwolenia dla ratyfikacji
konwencji w sprawie zapobiegania i zwalczanie przemocy wobec kobiet porzuca
argumentację związaną z ideologiczną stroną tego dokumentu i zwraca się uwagę,
że ta i podobne jej konwencje to w istocie prawo martwe.
Trudno jest mi się zgodzić zarówno z
tym zmiękczeniem stanowiska jak też z merytoryczną stroną argumentacji. Tym
łatwiej, że jakby nie argumentować, zawsze dojdziemy właśnie do tej ideologii,
którą z oczywistą szkodą dla samej idei
walki z przemocą próbuje się dość ordynarnie przemycić w sposób z założenia
odbierający przeciwnikom owej ideologii może nie sensowną argumentację ale
raczej odwagę jej artykułowania. Może będę niesprawiedliwy ale przekonanie czy
raczej przekonywanie, że konwencja będzie „martwym prawem” do tego się chyba
sprowadza i jest takim „alternatywnym”, bezpieczniejszym argumentem.
Oczywiście zgadzam się z tymi, którzy
pozwalali sobie ironicznie komentować dzisiejsze głosowanie w Sejmie
stwierdzeniem „oto mamy koniec przemocy w Polsce”. Jasne jest, że sama wola
sejmowej większości nie sprawi, że przemoc wobec kobiet czy rodzin zniknie.
Powiem szczerze, nie sądzę nawet, by sprawiła ona, że państwo będzie w walce z
przemocą skuteczniejsze. Ba, nawet nie będzie ani trochę żwawsze w tej sprawie.
O to mogę się założyć.
Rzecz bowiem nie w tym, że bez tej
konwencji nie dało się zwalczać takiej czy innej przemocy w Polsce. To
oczywista bzdura. Jeśli działania państwa i jego służb były dotąd nieskuteczne,
to nie z braku konwencji ale z braku umiejętności, determinacji, czasem odwagi
czy zwykłej empatii po stronie ludzi, którzy z racji pełnionych obowiązków za
zwalczanie przemocy odpowiadają. Po
przyjęciu konwencji to znów oni będą odpowiadać i w tym przede wszystkim rzecz.
Jedyne, czego możemy być pewni w
związku z przyjęciem konwencji, to to że bardzo szybko i dynamicznie zostaną
wprowadzone w życie te przepisy czy też raczej zalecenia, których włączenie to
konwencji było kontestowane przez środowiska przywiązane do tradycyjnych
wartości i które niewiele albo zgoła nic nie mają wspólnego z przyczynami
przemocy, której konwencja jest poświęcona.
Ile by nie gardłowali zwolennicy
przyjętego tekstu, są w niej takie zapisy i nietrudno je znaleźć. Starczy po
prostu przeczytać choćby i pobieżnie tekst konwencji.
Oczywiście wiem, że zatwardziali
zwolennicy konwencji znają jej treść. I mimo to, twardo, nie bawiąc się w coś
takiego jak przedstawienie niepodważalnych czy jakichkolwiek dowodów, będą stać
na stanowisku że „społeczne role” oraz kontekst historyczny, religijny i
społeczny to główny powód tego, że jakiś tam chłop bije babę. Nie żadna tam
indywidualna skłonność czy inne cechy osobnicze, na które żaden obficie
dofinansowany „prodżekt” nic nie pomoże.
Oczywiście żadną podstawą do dyskusji
dla nich nie będzie argument, że w takim razie każdy katolik, każdy rolnik czy
wręcz każdy Polak lać powinien swą kobietę (ups! co za określenie! kwalifikujące się z miejsca o
objęcie mnie przepisami konwencji) a jakoś tego nie robi. Ani też to, że ponoć
nam liczba wierzących spada, prawie tak szybko jak zaufanie do Kościoła a
liczba katowanych kobiet dla odmiany wcale a być może nawet wzrasta.
Oczywiście ja wiem, że fakty nie mają
tu znaczenia. Gdzieś w sieci krąży porównanie skali przemocy wobec kobiet w
Unii czy tam zachodniej Europie (z nami ta „zachodnia” jest liczona), z którego
wynika, że daleko nam do najbardziej postępowej Skandynawii. W skali przemocy a
nie jej zwalczania. Mimo konwencji, mimo
wszystko inne.
Czy w takim razie konwencja jest
potrzebna?
Poza dzieciństwem, gdy zdarzało mi
się przylać siostrze, nigdy nie zdarzyło mi się uderzyć kobiety. Nie zamierzam
też robić tego ani w bliższej ani w dalszej przyszłości. Nie jestem więc żadnym
„damskim bokserem”. To takie wyjaśnienie na wszelki wypadek zanim stanowczo
powiem, że do niczego ona nie jest potrzebna. No prawie do niczego. To nie
konwencja ale obowiązujące prawo ma służyć walce z przemocą. Czy jest ono w
stanie jej zapobiegać? Tak, jak prawo
karne jest w stanie zapobiegać kradzieżom, morderstwom i innym występkom oraz
zbrodniom. Z konwencją będzie podobnie. No prawie.
I tu, w tym „prawie” właśnie mieści
się istota tej walki o przyjęcie konwencji. Kto czytał jej tekst, widzi i wie,
że w zasadzie jest to nie typowy przepis prawny a dyrektywa czy też list
intencyjny. Wskazujący najczęściej rozwiązania, o których mówi się od dawna
albo które w prawie już są przewidziane. Novum konwencji jest nałożenie na
państwo obowiązków, które wywołują właśnie obawy.
I właśnie tego, że ta właśnie część konwencji będzie
szczególnie żywa jestem szczególnie
pewien.
Nie będzie, jak mi się zdaje, ona
miała żadnego wpływu na skalę przemocy. Bo i nie ma mieć. Od dość dawna nie
tylko chyba ja widzę, że istotą działania wielu NGO-sów jest rozwiązywanie
problemów a nie ich rozwiązanie. Z „rozwiązywania” jako procesu ustawicznego da
się nieźle żyć. „Pod konwencją” życie to będzie jeszcze lepsze. Nie, akurat nie
tych bitych kobiet bo nadal będzie tak, że której pisane bicie, pobita
zostanie.
Swoją drogą, jako domorosły znawca
prawa mam, najpewniej mylne bo jakże by inaczej, przekonanie, że konwencja nie
tyle jest sprzeczna z konstytucją co gwałci jedną z jej fundamentalnych zasad.
Zasadę równości wszystkich wobec prawa. Gwałci już samym tytułem. Liczę na to
minimum inteligencji czytelników i daruję sobie nawet powierzchownego
wyjaśniania czemu.
Mam też nadzieje, że nie znajdzie się
dyskutant – debil (paru w sieci już widziałem) z argumentem „ale wyście byli
przeciw tej konstytucji to się nie powołujcie”.
Poza tym „wy”, które nieuprawnione byłoby i ze względu na mą wrodzoną skromność
i na fakt, że taki dyskutant g*** wie przeciwko czemu ja czy tam „my” byłem cala
reszta tym bardziej jest debilna. Od kiedy fakt, że byłem (teoretycznie czy
faktycznie) przeciwko wprowadzeniu jakiegoś przepisu czyni ten przepis
nieobowiązującym z mego punktu widzenia?
Zatem w moim odczuciu przyjęto
konwencję bo się ładnie nazywa, niewiele z niej wyniknie poza tym, że się różne
babyryby i inne „środowiska” na niej czy raczej przy niej nieźle upasą. I tak
to ze „stanowieniem prawa” w tej naszej Polsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz