piątek, 6 lutego 2015

Przemoc kulturowa



Jak zauważyłem wielu komentatorów, krytycznie odnoszących się do dzisiejszego przyzwolenia dla ratyfikacji konwencji w sprawie zapobiegania i zwalczanie przemocy wobec kobiet porzuca argumentację związaną z ideologiczną stroną tego dokumentu i zwraca się uwagę, że ta i podobne jej konwencje to w istocie prawo martwe. 

Trudno jest mi się zgodzić zarówno z tym zmiękczeniem stanowiska jak też z merytoryczną stroną argumentacji. Tym łatwiej, że jakby nie argumentować, zawsze dojdziemy właśnie do tej ideologii, którą  z oczywistą szkodą dla samej idei walki z przemocą próbuje się dość ordynarnie przemycić w sposób z założenia odbierający przeciwnikom owej ideologii może nie sensowną argumentację ale raczej odwagę jej artykułowania. Może będę niesprawiedliwy ale przekonanie czy raczej przekonywanie, że konwencja będzie „martwym prawem” do tego się chyba sprowadza i jest takim „alternatywnym”, bezpieczniejszym argumentem.

Oczywiście zgadzam się z tymi, którzy pozwalali sobie ironicznie komentować dzisiejsze głosowanie w Sejmie stwierdzeniem „oto mamy koniec przemocy w Polsce”. Jasne jest, że sama wola sejmowej większości nie sprawi, że przemoc wobec kobiet czy rodzin zniknie. Powiem szczerze, nie sądzę nawet, by sprawiła ona, że państwo będzie w walce z przemocą skuteczniejsze. Ba, nawet nie będzie ani trochę żwawsze w tej sprawie. O to mogę się założyć.

Rzecz bowiem nie w tym, że bez tej konwencji nie dało się zwalczać takiej czy innej przemocy w Polsce. To oczywista bzdura. Jeśli działania państwa i jego służb były dotąd nieskuteczne, to nie z braku konwencji ale z braku umiejętności, determinacji, czasem odwagi czy zwykłej empatii po stronie ludzi, którzy z racji pełnionych obowiązków za zwalczanie przemocy odpowiadają.  Po przyjęciu konwencji to znów oni będą odpowiadać i w tym przede wszystkim rzecz.

Jedyne, czego możemy być pewni w związku z przyjęciem konwencji, to to że bardzo szybko i dynamicznie zostaną wprowadzone w życie te przepisy czy też raczej zalecenia, których włączenie to konwencji było kontestowane przez środowiska przywiązane do tradycyjnych wartości i które niewiele albo zgoła nic nie mają wspólnego z przyczynami przemocy, której konwencja jest poświęcona.

Ile by nie gardłowali zwolennicy przyjętego tekstu, są w niej takie zapisy i nietrudno je znaleźć. Starczy po prostu przeczytać choćby i pobieżnie tekst konwencji.

Oczywiście wiem, że zatwardziali zwolennicy konwencji znają jej treść. I mimo to, twardo, nie bawiąc się w coś takiego jak przedstawienie niepodważalnych czy jakichkolwiek dowodów, będą stać na stanowisku że „społeczne role” oraz kontekst historyczny, religijny i społeczny to główny powód tego, że jakiś tam chłop bije babę. Nie żadna tam indywidualna skłonność czy inne cechy osobnicze, na które żaden obficie dofinansowany „prodżekt” nic nie pomoże.

Oczywiście żadną podstawą do dyskusji dla nich nie będzie argument, że w takim razie każdy katolik, każdy rolnik czy wręcz każdy Polak lać powinien swą kobietę (ups! co za  określenie! kwalifikujące się z miejsca o objęcie mnie przepisami konwencji) a jakoś tego nie robi. Ani też to, że ponoć nam liczba wierzących spada, prawie tak szybko jak zaufanie do Kościoła a liczba katowanych kobiet dla odmiany wcale a być może nawet wzrasta.

Oczywiście ja wiem, że fakty nie mają tu znaczenia. Gdzieś w sieci krąży porównanie skali przemocy wobec kobiet w Unii czy tam zachodniej Europie (z nami ta „zachodnia” jest liczona), z którego wynika, że daleko nam do najbardziej postępowej Skandynawii. W skali przemocy a nie jej zwalczania.  Mimo konwencji, mimo wszystko inne.

Czy w takim razie konwencja jest potrzebna?

Poza dzieciństwem, gdy zdarzało mi się przylać siostrze, nigdy nie zdarzyło mi się uderzyć kobiety. Nie zamierzam też robić tego ani w bliższej ani w dalszej przyszłości. Nie jestem więc żadnym „damskim bokserem”. To takie wyjaśnienie na wszelki wypadek zanim stanowczo powiem, że do niczego ona nie jest potrzebna. No prawie do niczego. To nie konwencja ale obowiązujące prawo ma służyć walce z przemocą. Czy jest ono w stanie jej zapobiegać?  Tak, jak prawo karne jest w stanie zapobiegać kradzieżom, morderstwom i innym występkom oraz zbrodniom. Z konwencją będzie podobnie. No prawie.

I tu, w tym „prawie” właśnie mieści się istota tej walki o przyjęcie konwencji. Kto czytał jej tekst, widzi i wie, że w zasadzie jest to nie typowy przepis prawny a dyrektywa czy też list intencyjny. Wskazujący najczęściej rozwiązania, o których mówi się od dawna albo które w prawie już są przewidziane. Novum konwencji jest nałożenie na państwo obowiązków, które wywołują właśnie obawy. 

I właśnie  tego, że ta właśnie część konwencji będzie szczególnie żywa  jestem szczególnie pewien.
Nie będzie, jak mi się zdaje, ona miała żadnego wpływu na skalę przemocy. Bo i nie ma mieć. Od dość dawna nie tylko chyba ja widzę, że istotą działania wielu NGO-sów jest rozwiązywanie problemów a nie ich rozwiązanie. Z „rozwiązywania” jako procesu ustawicznego da się nieźle żyć. „Pod konwencją” życie to będzie jeszcze lepsze. Nie, akurat nie tych bitych kobiet bo nadal będzie tak, że której pisane bicie, pobita zostanie. 

Swoją drogą, jako domorosły znawca prawa mam, najpewniej mylne bo jakże by inaczej, przekonanie, że konwencja nie tyle jest sprzeczna z konstytucją co gwałci jedną z jej fundamentalnych zasad. Zasadę równości wszystkich wobec prawa. Gwałci już samym tytułem. Liczę na to minimum inteligencji czytelników i daruję sobie nawet powierzchownego wyjaśniania czemu.

Mam też nadzieje, że nie znajdzie się dyskutant – debil (paru w sieci już widziałem) z argumentem „ale wyście byli przeciw tej konstytucji to się nie powołujcie”.  Poza tym „wy”, które nieuprawnione byłoby i ze względu na mą wrodzoną skromność i na fakt, że taki dyskutant g*** wie przeciwko czemu ja czy tam „my” byłem cala reszta tym bardziej jest debilna. Od kiedy fakt, że byłem (teoretycznie czy faktycznie) przeciwko wprowadzeniu jakiegoś przepisu czyni ten przepis nieobowiązującym z mego punktu widzenia?

Zatem w moim odczuciu przyjęto konwencję bo się ładnie nazywa, niewiele z niej wyniknie poza tym, że się różne babyryby i inne „środowiska” na niej czy raczej przy niej nieźle upasą. I tak to ze „stanowieniem prawa” w tej naszej Polsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz