Ja
oczywiście wiem, że, przynajmniej teoretycznie, są teraz tematy znacznie
ważniejsze. W Mińsku właśnie sprzedają Ukrainę, w „Wyborczej” podają właśnie za
ile jakiś czas temu tak naprawdę sprzedano Kulczykowi Ciech.* Zostawię te
tematy innym, sprawniejszym a skupię się na sprawie, która, choć zdaje się
znacznie mniej ważna, w istocie miała, ma i będzie miała ogromny wpływ na to,
jak toczą się i będą toczyć się sprawy w Polsce. Chodzi mi o ostatnie i
zbliżające się protesty. Ale w takim ujęciu, który z pozoru jest całkiem na
uboczu przyczyn i charakteru tych rozpalających się buntów. W skrócie powiem,
że chodzi mi o aspekt estetyczny wydarzeń z ostatnich dni. To oczywiście
znaczne uproszczenie a nawet, nie ukrywam, zakłamanie istoty sprawy, której
chcę dotknąć. Estetyka to, powiedzmy obrazowo, tylko armia, którą wysłano do
walki o coś zupełnie innego.
Gdyby
chcieć budować obraz Polski teraz, gdy na Śląsku pali się a w innych miejscach
się tli, w oparciu o to, co sądzę obywatele, można by odnieść wrażenie, że
Polska jest mocno podzielona. Tak oczywiście jest ale wydaje mi się, że błędnie
wytyczona zostałaby linia tych podziałów. Biegłaby ona właściwie między
protestującymi a resztą społeczeństwa. Taki obraz wynikałby z faktu, że
stanowisko społeczeństwa reprezentowaliby ci, którzy wydzwaniają do „Szkła
kontaktowego”, do TVP Info, do radiowej „Trójki” i w podobne miejsca. Z tych
opinii wyłania się obraz Narodu zjednoczonego niczym PZPR w swym oburzeniu na
górników z ich „czternastkami” i rolników w traktorach za 300 tysięcy.
Nie
mam możliwości konfrontowania się ze wszystkimi podobnymi głosami więc skupię się na dwóch, które wzięły na
tapetę i górników i rolników. Prezenterka TVN, pani Pieńkowska oświadczyła „Kocham Warszawę, która jest moim rodzinnym miastem. Nie życzę sobie,
żeby moje miasto było najeżdżane przez górników, którzy palą opony i
wybijają okna. Nie życzę sobie, żeby było najeżdżane przez traktory i
rolników, którzy moim zdaniem, są najbardziej
uprzywilejowaną grupą społeczną!”** Po niej głos zabrał znany
scenarzysta, Andrzej Saramonowicz, który z kolei miał przeslanie do chłopów „Odp...cie
się od Warszawy, barany! To nie jest "siedziba wrogiej władzy, którą trza
zdobyć, by zajunć jej miejsce", ale normalne miasto! Tu
mieszkają zwykli ludzie, jeżdżą do pracy, dzieci chodzą do szkoły, staruszkowie
do aptek, ktoś gdzieś bliski jest śmierci i karetka musi do niego dojechać, tu
się życie po prostu dzieje, a bywa wystarczająco trudne bez najazdu tysięcy
"sprawiedliwych", którzy w najłagodniejszej wersji mają mieszkańców
Warszawy w dupie, a tak naprawdę to ich nienawidzą i obwiniają za swoje życiowe
niedomogi”***
Opinie pani
Pieńkowskiej pomińmy, bo poza ukrytą skłonnością do stawiania zamkniętych rogatek
i wprowadzania wiz do stolicy dla wszelkich prowincjuszy w jej z serca płynącym
skowycie nie znajdziemy wiele więcej. Co innego pan Saramonowicz. On pokusił
się o coś w rodzaju skondensowanej „diagnozy społecznej” i, na co też warto zwrócić
uwagę, faktycznie zawarł w niej to, co tak często znajduje się w podobnych
głosach. Także u Pieńkowskiej. Tak więc ukochaną Warszawę pani redaktor i pana
artysty atakują nieudacznicy, którzy mają lepiej niż ktokolwiek. Myślę, że
czytającym poprzednie zdanie od razu rzuciła się w oczy ta logiczna
niekonsekwencja. Saramonowicz jest od Pienkowskiej znacznie inteligentniejszy
więc darował sobie wypominanie rolnikom wypasionych traktorów pozostając przy
ich chamstwie, braku obycia (w zasadzie tym swoim „trza” i „zajunć” dowodząc
niezbicie, że mimo setek kilometrów wydeptanych na czerwonych dywanach sam jest
nieobytym prymitywem) i życiowe nieudacznictwo. Jednak większość stojących tam,
gdzie Pieńkowska i Saramonowucz nie widzi sprzeczności w tym, że górnicy i
rolnicy śpią na kasie a jednak są niewydarzeni.
Oczywiście
wiem, że większość krytykujących protesty ma niewielkie pojęcie o sytuacji wsi
i przemysłu wydobywczego. Ten wypasiony traktor to dla nich koronny dowód na
to, że na wsi siedzą na worach kasy. Ciekawe ilu z tych zauroczonych traktorami
przyszło do głowy, że prawdziwym wyznacznikiem byłyby raczej samochody tych
rolników. Nie będące tak do końca narzędziem lecz, w dużym stopniu, także
zbytkiem. Mam na wsi rodzinę więc wiem, że to akurat nie byłby temat dla mediów
i Saramonowicza. Oczywiście z tym swoim przekonaniem, że rolnik ciągle powinien
popylać z radłem ciągniętym przez konika zasuwają ci oburzeni na włościan do
swych biur, w których „pracują ciężej niż ci na wsi” (tak, widziałem takie
stwierdzenie!). I gdyby tam ktokolwiek kazał im dziś zamiast na komputerach z
masą danych „w chmurze” zasuwać na liczydłach i pisać gęsim piórem, uznaliby to
za skandal i koniec świata. Uznaliby… I tyle.
I tu dochodzę
do punktu, w którym pozwolę sobie „diagnozę społeczną” Saramonowicza pociągnąć.
Bez tej jego pewności i bez wycieczek do sfery kultury osobistej. Mam takie
przekonanie, że w tej tak chętnie prezentowanej przez media niechęci wobec
protestujących sporą rolę odgrywa zazdrość tych, którzy też mieliby sporo do
zarzucenia swojej sytuacji ale w grupie to są co najwyżej w stanie wybrać się w
piąteczek na piwo. Oni są bandą oportunistów, którzy wręcz potrafią chwalić się
tym, ze tygodniowo pracują nie 40 tylko 50 godzin. Dostając kasę za 40…
Saramonowicz
to dość ciekawy przykład w dyskusji o nieudacznikach i traktowaniu przez państwo.
Bardziej niż „wszystkich Warszawiaków” reprezentuje bowiem „ludzi kultury”,
którzy z państwowego garnuszka też sobie to i owo kupili. Też ciągle są
niezadowoleni a ostatnio znaczna ich liczba (choć nie Saramanowicz) wystosowała
do władz apel o obłożenie podatkiem tak zwanych „czystych nośników”, którymi,
poza płytami CD i DVD, kartami pamięci i pamięcią flash miałyby być smartfony i
tablety.**** Wszystko oczywiście w interesie obywateli, którzy sami z siebie
nie wiedzą jak bardzo potrzebują kultury więc tą drogą powinni ją wesprzeć. Czy
im się to podoba czy nie. Takim jak Saramonowicz, kończący swą tyradę do
rolników zapewnieniem, że on to może
jeść ziemniaki choćby z Cypru warto odpowiedzieć, że fajniejsze filmy to robią
w Holiłudzie, muzykę w Londynie a najfajniejsze książki pisze ta od Harrego
Pottera.
Kończąc tym
wtrętem na temat hipokryzji, pozwolę sobie przywołać komentarz Budynia,
umieszczony w mediach społecznościach. „O
blokadach piszą goście, uwielbiający zamknąć miasto na maraton, o
roszczeniowcach frankowicze, czekający pomocy państwa, o darmozjadach
fotografowie...”
Sam bym nawet w połowie tak celnie nie trafił. Wobec
wszystkiego, co się przy nas dzieje byliśmy, jesteśmy i będziemy podzieleni.
Może nie na zawsze ale na długo. I jest to dramat większy od tego, że sprzedają
Ukrainę i że sprzedali Ciech. Pewnie połączy nas dopiero to, jak nas komuś
wreszcie sprzedadzą.