Skończyło się oczekiwanie na sprawiedliwość
dla Jaruzelskiego. Ci, którzy wierzą, że istnieje Bóg, wierzą też, że
niedostatki ziemskiej bez problemu zrekompensuje sprawiedliwość boża. I zbrodniarz
już czuje piekielny skwar na który solidnie zapracował.
Nam, poza tą wiarą, pozostanie
znoszenie zakłamania, które dziś nazywają „niuansowaniem”.
W jego przypadku „niuansowanie”
polega na stosowaniu miary bardzo wybiórczej. Ale to jeszcze byłoby jakoś
znośne. Nieznośne jest, przynajmniej dla mnie, stosowanie logiki, wedle której
jest on, wraz z resztą bandy, którą kierował, „współtwórcą” odzyskania przez
Polskę wolności. Pomińmy budzącą wiele
emocji ocenę tej wolności, którą mamy. Współudział Jaruzelskiego, Kiszczaka i
reszty tej strony, Także Millera i Kwaśniewskiego w tym odzyskiwaniu jest
bowiem dokładnie taki, jak współudział złodzieja w oczywistym akcie
sprawiedliwości, jakim jest ukaranie popełnionego występku.
Niektórzy mówią, a jeszcze więcej w
to wierzy, że w 1981 Jaruzelski „zapobiegł rozlewowi krwi”. Nie zapobiegł i nie
miał zamiaru. Po to na ulice wysłano uzbrojonych w prawdziwą broń żołnierzy, by
tam, gdzie w ocenie większych i mniejszych bandytów w mundurach byłaby taka
potrzeba, krew przelać. I przelano.
W 1981 r. możliwość przelewania krwi
mieli tylko ci, którzy służyli pod Jaruzelskim. Wysyłanie ich na ulice,
wydawanie im srogo brzmiących dyspozycji łatwiej mogło doprowadzić do utoczenia
krwi niż pozostawienie ich w koszarach a broni i amunicji w magazynach.
W tym człowieku nie było nic dobrego.
Dla mnie nie ma co do tego wątpliwości. Kiedy słucham o jego „trudnych wyborach”
przypominam sobie mało może ważną w skali naszej historii ale znamienną sprawę Grzegorza
Przemyka. A konkretnie tę część, która wiązała się z zacieraniem śladów i
mataczeniem, za wiedzą Jaruzelskiego i Kiszczaka.
To mataczenie w sprawie, która nie
miała żadnego znaczenia, która wyjaśniona zgodnie z prawdą nie miała
najmniejszych szans obalenia „ustroju socjalistycznego” i zagrożenia „sojuszom”.
Pod jego rządami takich Przemyków, zatłuczonych,
potopionych, ginących w „wypadkach” z użyciem „nieznanych sprawców” było wiele.
I to jest prawdziwą miarą braku człowieczeństwa Jaruzelskiego.
Zdaję sobie sprawę, że ten mój głos niektórym
wyda się nie na miejscu. Bo o zmarłych tylko dobrze albo wcale. Dorze właśnie mówią
na cala Polskę Ciosek i Kik, opisujący życie tego złoczyńcy w skrócie „Całe
dorosłe życie przeżył jako żołnierz a skończył jako mąż stanu”. Konieczne jest
dodanie, ze większość dorosłego życia spędził, strzelając głównie do Polaków.
Wklejam link do tekstu lestata.
Miałem przez chwilę pokusę, by poprosić o kolejną jego publikację. Ale zabrakło
mi odwagi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz