Oglądając siłę rażenia, z jaka
uderzyła w Polskę Konczita Wurst zastanawiam się czy moi współplemieńcy nie
mają naprawdę nic ciekawszego do roboty od oglądania i komentowania czegoś tak
tandetnego jak ów festiwal, który zakończył się „niespodziewanym” zwycięstwem
austriackiej babyryby.
Oczywiście cała dyskusja o werdykcie
nie sprowadza się do walorów artystycznych występu owego dziwadła lecz dotyczy wpływu
tego wydarzenia na naszą cywilizację. Myślę, że będzie miało ono dokładnie taki
sam wpływ jak siedząca w moim polomarkcie na kasie pani, której zarost jest też
niczego sobie.
Co innego gdyby baba z brodą, z racji
bycia babą z broda jedynie, została wybrana prezydentem Stanów Zjednoczonych.
Albo, co nie daj Boże, Rosji. To by świadczyło bardzo źle o stanie naszej
cywilizacji. Byłoby dowodem głębokiego zidiocenia większości dorosłej populacji.
Pokazywanie baby z brodą przez telewizję jest natomiast, upraszczając dość mocno,
„działaniem misyjnym”. Kiedyś tam wynaleziono telewizję by nieść gawiedzi
radość. Uniwersalną, więc i niezbyt wyszukaną. To, że z czasem tłuszczy radość
nieść zaczęły całkiem inne audycje niż „Happy Days” i „klub Myszki Miki” stanowi
ciekawy temat dla antropologów kultury. Którzy sami w sobie są takimi
babamirybami z jakby wyższego poziomu czy tam półki.
Swoją drogą skala dyskusji o panu
Konczicie ujawnia skalę zainteresowania ewidentnym szaisem, którym jest w mojej
impreza, wygrana przez wspomnianego Konczitę. I w tym, w owej ujawnionej prawdzie
o kondycji gustu estetycznego obywateli, widzę jedyną zaletę owej przebieranki,
jakiej ów pan dokonał na oczach, jak się okazuje, całej niemal Europy.
Z tym zainteresowaniem festiwalem eurowizji
jest chyba jak z disco polo. Jak kogo zapytać co o tym gatunku sadzi, dziewięciu
na dziesięciu skrzywi się boleśnie, wymownie i znacząco. Kiedy jednak wypiją
sobie nieco, cała dziesiątka ryczeć będzie „Ja uwielbiam ją, ona tu jest i
tańczy dla mnie” przekrzykując się nawzajem by nie oddać nikomu pola.
Ja nie mówię, że to
coś złego. Ot, podkasana muza. I tyle.
Gdyby choć na tej eurowizji jakiś kraj wystawił Divę Plavalagunę,
ET, Alfa lub innego kosmitę to ja
rozumiem. Ale rozbić halo bo jakiś gościu ubrał się w kieckę? Nie on pierwszy i
nawet nie dziesiąty. To już było nie raz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz