Ja oczywiście rozumiem powody i
intencje, ale niezmiennie śmieszy mnie zadęcie, z jakim przedstawiciele obecnej
władzy i ich przeróżni sojusznicy informują całe to „przypadkowe społeczeństwo”
o wadze, jaka ma wybór właściwych ludzi do brukselskiego gremium
legislacyjnego. Ktoś, kto w nadchodzącą niedzielę zamierza wypełnić „obywatelski
obowiązek”, może poczuć się w jakiś sposób urażony użytym przeze mnie wyżej
określeniem, odnoszącym się do społeczeństwa w ogóle więc i w jakiś sposób do
niego. Tyle, że sposób w jaki próbuje się nam przedstawić wagę i uzmysłowić znaczenie
zbliżającej elekcji jako żywo przypomina zagrania marketingowe, zmierzające do
wciśnięcia klientowi czegoś, czego on jeszcze na oczy nie widział i nie miał wcześniej
pojęcia, że coś takiego w ogóle istnieje.
W takich warunkach, gdyby owa Unia
była czymś w rodzaju ajpoda „jedynki” ja bym pewnie i łyknął te wszelkie
zapewnienia, że jak nie wybierzemy tego, kogo powinniśmy, otworzy się w ziemi otchłań
i wszyscy w nią powpadamy. Wraz z naszymi żonami, psami, nie spłaconymi
tojotami auris, mieszkaniami w „Miasteczku Wilanów” i słoikami od mamy.
Ja, tak na marginesie, w jakiś sposób
zgodzę się i zarazem nie zgodzę z szanownym rewidentem, który opisał kampanię w
wykonaniu PiS, jako nieskuteczną.* Zgodzę się, że mogłaby być lepsza. Znacznie
lepsza. Ale nazywanie jej nieskuteczną jest jakże nietrafne czy tam nieprecyzyjne.
Ona jest po prostu do dupy.
Widać to szczególnie, gdy zestawi się
ją z histerią kampanii PO. Ona powinna być punktem odniesienia i skarbnicą
inspiracji!
Na tym poziomie, na którym dowiaduję
się, że albo wybiorę kogoś PO albo nastąpi koniec świata, Którego nie będzie komu
dźwigać z upadku, ja szczerze zastanawiam się, czemu w moim okręgu kandydatem
jest staruszek Rostowski i niewiasta Jędrzejak. W takich okolicznościach
bardziej przydatny byłby na przykład Pudzian czy nawet ten wyśmiany Adamek.
Bo jeśli chodzi o ratowanie świata
czy choćby Europy sama gotowość dowiedzenia się czym jest Kioto to chyba zbyt
mało. A jeśli jednak wystarczy, o co w ogóle „kaman”, że zacytuję
Premiera-poliglotę.
Z Europą, z Unią i z wyborami problem
mają nie tylko (rzeczywiście czy tam udawanie) histerycy z PO ale też
przychylni tej politycznej „bezalternatywie” ludzie światli. Z ubawieniem
czytałem sobie wynurzenia pana Radosława Markowskiego na temat tego, jak powinno
się głosować w nadchodzących wyborach. Rzecz w tym, że w zasadzie nie powinno
się głosować tylko pan Markowski powinien wysłać do Brukseli zapotrzebowanie na
określone liczby miejsc tam, gdzie, jak
się ów szacowny profesor wyraził, jest władza.** Choć niektórzy się brzydzą,
polecam lekturę bo nic tak nie poprawia humoru jak profesor, który stara się wyjaśnić
sens demokratycznych procedur poprzez zaprzeczenie temu sensowi.
Tak więc, szanowny ale ciągle jeszcze
zdezorientowany, „świadomy wyborco”. Jeśli faktycznie masz zamiar iść do
wyborów by zatrzymać na Bugi ruskie czołgi oraz zapobiec podnoszeniu głowy nad
Renem czy Sekwaną przez brunatna hydrę, posłuchaj pana Markowskiego. I zagłosuj
na pana Szulca, na pana Barozo czy innego van Rumpuja. Bo tam właśnie jest ta
władza, o której on mówi.
Czy rzeczywiście ona coś zatrzyma i czemuś
zapobiegnie to już inna sprawa i inny temat. Nie o to się teraz rozchodzi. Wbrew
pozorom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz