Widziałem gdzieś kiedyś taki krótki
film, na którym pokazano scenkę z jakiegoś chińskiego czy północnokoreańskiego
przedszkola. Raczej chińskiego bo kto by w Północnej Korei miał kamerę. A nawet
jakby miał to na pewno owoców jej posiadania nie miałbym okazji oglądać. A
właściciela pewnie też by nikt więcej nie zobaczył. Na filmie pokazywano jakąś
rocznicową choreografię, w której maluśkie Chińczyki udawały lotników. Gwiazdą,
jak sądzę nie zaplanowaną, był taki chłopczyk, który czniał wspomnianą choreografię podchodząc do
kolejnych kolegów Chińczyków-lotników i walił ich z tak zwanego „liścia” po
buziach. I miał z tego wielki ubaw. W pewnej chwili z drugiego czy nawet
trzeciego rzędu przedarł się do niego inny Chińczyk-lotnik i zrobił mu to, co
on z taką radochą robił innym. Walnął go w gębę. Nasz pierwszoplanowy bohater
zdębiał, przez chwilę nie wiedział co się dzieje aż wreszcie się pobeczał.
Filmik ten przypomniałem sobie,
czytając tekst Wojciecha Czuchnowskiego „Wzmożenie nad trumną generała”*, w
którym rozprawia się on bezlitośnie i
przepięknym, bogatym językiem z
humanitaryzmem i chrześcijańskimi uczuciami tych, którzy głośno protestują
przeciwko chowaniu Jaruzelskiego na Wawelu… Znaczy na Powązkach. Taka pomyłka
zabawna. Pewnie wzięła się z tego, że zanim przypomniałem sobie małych
Chińczyków- lotników, przypomniałem sobie łamy „Gazety Wyborczej”, na których opublikowano
pamiętny tekst w sprawie pochówku. Tekst, opublikowany zaraz po śmierci Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Za nim poszły
parady pajaców poubierane w korony. Szkoda, że nie za Chińczyków-lotników.
I niech kto chce wierzy a kto nie chce,
niech nie wierzy, kiedy przeczytałem w 2010 r. tamten „zatroskany” list Wajdy,
pierwsze, co przyszło mi do głowy, to myśl, że czas jest nieubłagany i nie za
tak znowu długo zamienimy się rolami z „Wyborczą” i przestanie ona być tym
Chińczykiem co bije a stanie się tym, co beczy czując się niesprawiedliwie i
strasznie pokrzywdzony. Drugie, co pomyślałem, to to, że pretekstem będzie niechybnie
‘”nie uszanowanie powagi śmierci” albo Jaruzelskiego albo… Wyszło, że mój
pierwszy strzał był celny.
Czuchnowski zaś odgrywa teraz rolę
beczącego Chińczyka. I jakże słusznie właśnie on został do tej roli wyznaczony.
Trudno znaleźć chyba na Czerskiej kogoś, kto bardziej od niego lubi lać innych
po gębie. Na całe szczęście tylko w przenośni.
W pobekiwaniu Czuchnowskiego jest
oczywiście o „kopaniu nieżyjącego” i, tradycyjnie, o „wrzasku”. No i są te „uczucia
chrześcijańskie” i brak „humanitaryzmu”. Zabawne jest, że bijące innych po
gębach Chinczyki–lotniki zawsze, jak sami dostają, muszą odwołać się do „chrześcijaństwa”
bijących. I trudno się im dziwić bo najlepiej, najbezpieczniej odwoływać się do
tego, co ma obowiązywać innych a nie tego, który się odwołuje.
Polecam ów tekst, bo stanowi on istne
mistrzostwo świata. Za takie mistrzostwo, w czasach „rozkwitu” Jaruzelskiego i
jego kompanów z Powązek dostawało się różne talony, wczasy i pochwałę od
oficera prowadzącego. Nie wiem co dostanie Czuchnowski. I mam to gdzieś. Moje chrześcijańskie
uczucia podpowiadają mi, że przyjdzie czas, kiedy dostanie to, na co solidnie i
ofiarnie pracuje. I nie mam na myśli wczasów w Bułgarii.