sobota, 6 grudnia 2014

Gzell i Pawlicki wolni czyli komu świeczkę a komu ogarek?

Sąd, po zaskakująco długo trwającym „trybie przyspieszonym” postępowania uznał zatrzymanych w siedzibie PKW dziennikarzy Tomasza Gzella i Jana Pawlickiego za niewinnych zarzucanego im „naruszenia miru domowego”. I jeśli chodzi o wyrok, trudno inaczej go skomentować jak tylko skinąć głową ze zrozumieniem i, jak ja wcześniej, zapytać „czemu tak długo”.

Co innego uzasadnienie. Prowadzący sprawę sędzia Łukasz Mrozek wyraził w nim przekonanie, że cala sprawa wynikła z „nieporozumienia”, za które odpowiada to, że „akcja była nerwowa i dynamiczna. Ponieważ żaden inny dziennikarz nie został zatrzymany, to znaczy, że intencją było zatrzymanie tylko osób okupujących pomieszczenie za stołem" . Przekonanie sędziego kłoci się z zeznaniami dziennikarzy, którzy wylegitymowali się interweniującym policjantom. Kiedy Jan Gzell okazał jednemu z nich akredytację wydaną przez PKW, usłyszał „no i co z tego?”

Oczywiście nie imputuję sędziemu złej woli. Wszak mógł przywalić obu dziennikarzom po parę tysięcy grzywny, jakoś zawile to uzasadniając. Pewnie znalazłby całkiem sporą liczbę funkcjonariuszy „IV władzy”, którzy na wieść o tym odtańczyliby jakiś stosowny taniec radości. A taki Piotr Stasiński to chyba by się dosłownie posikał z uciechy, przekonany, że mu sędzia Mrozek uratował twarz. Tak na marginesie taka rada do redaktora, żeby najpierw tę twarz znalazł.

Myślę raczej, że sędzia Mrozek, przypuszczając to, co przypuszczał, nie miał wcale zamiaru ratować twarzy Piotra Stasińskiego. Nie wiem jaki jest stosunek sędziego do redaktora i czy w ogóle jakiś istnieje. Jestem przekonany, że sędziemu chodziło o zdecydowanie ważniejsze i dostojniejsze oblicze. O majestat Rzeczypospolitej. Która, rękami, pałkami, kajdanami i więźniarkami swych funkcjonariuszy nie może przecież świadomie dopuszczać się zamachu na jedną z chętniej podnoszonych wolności czyli wolność prasy (dziś raczej mediów). Jeśli to robi, zdaniem sędziego Mrozka, nie do końca wie, co robi. Albo robi to niechcący. I jakby nie ma w związku z tym majestatem znaczenia to, że ten funkcjonariusz z pałką, kajdankami i „suką” wprost artykułuje swój stosunek do owej wolności. Mając ją ostentacyjnie w dupie.

Jednak trudno nie zauważyć, że w związku z tą obroną majestatu sędzia Mrozek, jak wierzę z całych sił, niechcący dołączył się do chóru wyśpiewującego już od ładnych paru lat nowy hymn III Rzeczpospolitej. „Polacy, nic się nie stało”.

Bagatelizowanie głupoty czy też manifestowanego poczucia bezkarności „krawężnika” który nic sobie nie rozbił z okazanych dokumentów, uprawniających obu dziennikarzy do przebywania w miejscu, z którego ich wyprowadzono i przeszkadza im w pracy to błąd. Może sędzia Mrozek zapobiegł ewentualnym roszczeniom, może nawet nie będzie choćby i przeprosin. Tyle, że to wcale nie jest i nie będzie w interesie Rzeczpospolitej. Nawet tej z trzecim numerkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz