Pamiętam takie zdarzenie z czasów
przełomu. Trudno mi teraz odgadnąć, czy bardziej się go pamięta przez pryzmat Mazowieckiego,
Kuronia, Wałęsy czy może raczej przez ten haust zachodu, który się zwalił na
sklepowe półki i, w dużo mniejszym stopniu do naszych domów. Nie ważne…
Poszliśmy grupką do restauracji a tam, po
obiedzie, zamówiliśmy piwo. Niemieckie albo duńskie. Ten haust… Kelner przyniósł
nam aluminiowe puszki.
- Przyjemność otwarcia pozostawiam państwu.
Kolega z miejsca się wściekł.
- To podrzuć pan jeszcze oranżadę bym
sobie kapsel mógł zębami otworzyć.
Obserwuję medialną celebrę, podłączoną
do pierwszego wyjazdu „ultraszybkiego” pociągu Pendolino. „Jak samarować
margaryną telewizja transmituje”*. To jest dokładnie ta sama przyjemność, którą
zaoferował nam wtedy ów kelner, któremu wydawało się, że otwieranie puszki z
piwem jest przywilejem, dostępnym tylko dla klasy wyższej.
Przekonanie, że pociąg z malowniczym
dziubkiem, bo jak na razie tylko nim w zasadzie różni się od naszej kolejowej
codzienności, przenosi nas cywilizacyjnie do innego świata, jest dokładnie tym
samym sposobem myślenia.
W rzeczywistości w innym
komunikacyjnym świecie będziemy dopiero wtedy, kiedy w tych składach po pól
roku jazdy nie będzie cuchnęło z kibli, kiedy nie będzie konieczności jazdy w
warunkach tropikalnego terrarium bo zepsuła się klimatyzacja.
Prawda jest taka, że to, co się nam próbuje
przedstawić jako niesamowity skok w przyszłość jest tylko skromną próbą
zapewnienia klientowi takiego standardu, jaki mu się należy. Ja wiem, że świata
mało, by nasz narodowy przewoźnik potrafił to zrobić wtedy, kiedy trzeba i tak,
jak należy. Kiedyś ów „łyk cywilizacji na szynach” sam smakowałem. Nieco pod
przymusem. Jechałem jakąś materializacją mentalnych konceptów tych, którzy mieli
naszą kolej wcisnąć we w miarę cywilizowane ramy. Nadal do kibla strach było wejść,
podgłówki nadal białe były raczej umownie. Za to po składzie szalał pan
roznoszący „darmowy poczęstunek”. W zestawie był kubeczek kawy i batonik. Kiedy
przyszła moja kolej, kawę wziąłem ale za batonik podziękowałem. Pan dość ostro
zwrócił mi uwagę, że on z tych batoników jest rozliczany i bezceremonialnie
wcisnął mi wyrób cukierniczy w garść. Niedługo później cały wagon wypełniały
nieszczęsne ofiary parcia Polskich Kolei Państwowych ku zachodnim standardom, trzymające w jednej ręce kubek kawy a w
drugiej batonik. I nie wiedzące co robić. Niektórzy, nieliczni próbowali zębami
rozerwać opakowanie batonika a reszta cierpliwie siorbała kawę zostawiając
baton na później, gdy uwolnią rękę z kubka po wypitym napoju. Tym, którym zdaje
się, że w PKP da się zastosować proste rozwiązania wyjaśniam, że próba
postawienia kubka na stoliczku w przedziale mogła się skończyć niechybnym
zalaniem ukropem… powiedzmy „dewocjonaliów”.
Wracając do 14 grudnia i dnia
świętego Pendolina ciekawe, czy transmitujący i podający na paskach info o
naszej kolejowej podróży do przyszłości TVN zrobi też jakieś przepiękne,
historyczne przebitki pod tytułem „wjazd pociągu na stację Ciotat”**
Dowcip właśnie mi się przypomniał.
Zawody lekkoatletyczne. Kamerzysta robi start biegu na 100 m. Strzał, pobiegli…
Szef do kamerzysty.
- Teraz leć i zrób finisz.
TVN już pewnie leci…
*
**
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz