Włączenie się (dość nagłe wobec
długiego ostatnio milczenia) pani Ewy Kopacz do dyskusji o „brukaniu” przez PiS
„świętej dla wszystkich rocznicy” było, delikatnie mówiąc, niefortunne. Bardzo
delikatnie mówiąc.
Bez dwóch zdań bardzo niefortunna w
wykonaniu kogoś, kto próbuje przekonać nas, że ofiary stanu wojennego ma w
sercu a nie gdzie indziej, była ta pomyłka, która wykreowała nam nieznany fakt
z historii stanu wojennego w postaci „robotników zabitych w Lublinie”. Proszę mnie
nie przekonywać, że było to przejęzyczenie. Ktoś, kto choć odrobinę interesuje
się najciemniejszymi kartami tamtego
czasu takiej pomyłki nie popełni. Nie ma takiej możliwości!
Oczywiście wcale nie dlatego, że
temat jest bardziej delikatny owo płynące prosto z serca przejęzyczenie pani Kopacz nie trafi do kanonu
cytatów obok sławnego „nikt nam nie powie, ze białe jest białe…”. Nie trafi i
już. Jak ktoś nie wie czemu, znaczy głupi.
Ale nie przejęzyczenie Ewy Kopacz,
usiłującej pouczać Kaczyńskiego, nieomal z perspektywy własnych doświadczeń
tamtego okresu, czym były tamte czasy jest w jej wypowiedzi najbardziej
kuriozalne. I nie ono naprawdę pozwala powiedzieć, że tam, podczas tej
konwencji pani Kopacz dokonała rzeczy, zdawać się mogło niemożliwej. Dziesiątki
lat po tamtym czasie zdołała faktycznie stanąć tam gdzie ZOMO. Symbolicznie
oczywiście bo raczej obok byłego esbeka Lesiaka i byłego naczelnego agitprpopa „czasu
apokalipsy” Urbana, którzy też kiedyś coś o podpisywaniu przez Kaczyńskiego
sugerowali.
Nawiązanie do Urbana czyni zresztą zrozumiałym
i niejako spina nam z resztą naszej politycznej rzeczywistości niedawna
deklarację Jerzego Urbana, że głosuje na Platformę Obywatelską. Po wypowiedzi
Ewy Kopacz trudno się dziwić. Co ja mówię, trudno byłoby w ogóle zrozumieć
gdyby Urban czegoś takiego nie powiedział.
Trudno powiedzieć z czego tak
naprawdę wziął się ów durny lub podły występ pani premier. Czy z jej głupoty, wymagającej
ratunku w postaci podsuniętej przez jakiegoś pozbawionego skrupułów podleca
kartki, której pani Kopacz nawet dobrze przeczytać nie umiała czy z istoty
prawdziwej natury „mamy Ewy”. Natury, która nie zalała wstydem umysłu pani
Kopacz, gdy z perspektywy podpisanej w latach 80-tych poprzedniego wieku deklaracji
przystąpienia do sojuszniczego wobec komunistów ZSL-u insynuuje komuś jakieś podpisy.
Ewa stoi tam gdzie ZOMO. Nie dlatego,
że ktoś jej to wmówił, że ją ktoś tam wepchnął wbrew jej woli. Stanęła tam
sama, z cała świadomością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz