sobota, 20 grudnia 2014

Dzień w którym nic nie upadło



Wbrew licznym relacjom i chyba szczeremu przekonaniu relacjonujących 18 grudnia 2014 r. nie przejdzie do historii III RP jako jeden z czarniejszych dni. W ogóle chyba nie przejdzie do historii.

Dla jednych powinien zapisać się w annałach, bo tego dnia ostatecznie padł nasz parlamentaryzm. To oczywiście przesada bo osobliwy pojedynek na braki w kindersztubie, jaki stoczyła pani Krystyna Pawłowicz z Armandem Ryfińskim jakoś specjalnie nie uszczknął autorytetu parlamentu. Po prostu nie było już z czego uszczknąć. Uczestnicy pojedynku też nie powinni nikogo dziwić. Chyba tylko nieliczni chcą jeszcze bronić pani Pawłowicz z jej osobliwą acz niebanalną kulturą bycia i nie zgodzą się z poglądem, że jej obecność w Sejmie przynosi jej ugrupowaniu niemal same szkody. Ci nieliczni, przypuszczam, to ci sami nieliczni, którym brakuje w głownej partii opozycyjnej pana Adama Hofmana z jego „czuciem i rozumieniem mediów”. Co do pana Ryfińskiego, wiadomo…

Podnoszenie do rangi ogólnonarodowego dramatu faktu skonsumowania przez jakiegoś posła sałatki w sali obrad Sejmu to oczywiście przesada. Wszak nie takie rzeczy wyczyniali tam posłowie. Jestem pewien, że gdyby dotyczyło to kogoś innego, poseł Rozenek nie widziałby problemu. Może nawet taki ktoś inny zasłużyłby na pochwałę za propagowanie zdrowego stylu życia.

Nie jest też tak, że w miniony czwartek ostatecznie upadły media. Które tak bardzo skupiły się na mitycznej „kanapce poseł Pawłowicz”, że nie zauważyły niemal w ogóle faktu pojawienia się przez Prezydenta RP, pana Bronisława Komorowskiego w sądzie w charakterze świadka. Oczywiście, by było ciekawiej, jednak ja widać nie dość ciekawie dla mediów głównego nurtu, to sąd pojawił się przed obliczem świadka Komorowskiego. Media, które mogły ale nie chciały transmitować na żywo zeznań Głowy Państwa nie zaliczyły tego dnia, mówiąc kolokwialnie, „gleby”. One od bardzo dawna dobijają się dna. Od spodu. Kto pamięta medialne życie sprawy „charkowskich pląsów” Kwaśniewskiego, doskonale wiedział w czwartek, że już to gdzieś oglądał. A w zasadzie że już kiedyś nie miał okazji oglądać.

Może więc tego dnia upadł choć Bronisław Komorowski, nieco przeczołgany przed obliczem Temidy przez Wojciecha Sumlińskiego? Tu pozostaje zapytać czy był w ogóle ktoś, kto liczył, że Bronisław Komorowski błyśnie logiką wywodu i przedstawi spójną wersję zdarzeń? Otóż to. Pan Prezydent jak dotąd w tę stronę nie zwykł zaskakiwać. A w drugą to już chyba nikogo zaskoczyć nie jest w stanie.

Jeśli już tamtego dnia nastąpił jakiś upadek to raczej drobny. Zaliczył go pan Konrad Piasecki który, wierzę, że autentycznie, dziwił się tym, którzy dziwili się mediom ignorującym jeden z najciekawszych dni w historii naszego współczesnego sądownictwa. Ale to chyba w historii się nie zapisze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz