Potwierdzona przez Putina informacja
o udziale rosyjskich sił w zajmowaniu Krymu zdziwiła jakby opinię publiczną.
Nie dlatego, że nie wiedzielibyśmy o tym udziale. Choć wykluczyć nie można
istnienia tak naiwnych, którzy dziś robią oczy największe ze wszystkich. No bo
jednak byli ci rosyjscy żołnierze i w dodatku Putin się przyznał. Reszta dziwi się
tyko temu drugiemu.
A tu tak naprawdę dziwić się nie ma
czemu. Putin się przyznał, bo doskonale już wie, że ci wszyscy, którzy
pohukiwali i nadal, jakby ciszej, pohukują, placem nie kiwną by go zatrzymać,
jeśli zechce się on gdzieś na tanku wybrać w gości. By tak postępować, nie
trzeba zresztą wcale być Putinem i mieć do dyspozycji specnazów i Dywizji
Tamanskiej. Tak samo zachowują się wyrostki, terroryzujące przedmieścia. Póki
im ktoś tyłków nie skopie miast oczekiwać, ze się uspokoją i wydorośleją. I w
tym właśnie rzecz, że oczekiwanie, że się Putin opamięta i zatrzyma to głupota
tyleż bezdenna co groźna.
O skali bezczelności, bezkarności i pogardy
Putina dla tych, którzy od dłuższego czasu niezbyt umiejętnie udają, że
cokolwiek robią, by rosyjska bandyterkę powstrzymać, najlepiej świadczy
pytanie, które rosyjski prezydent zadał w czasie swojej konferencji. „NATO się zmienia, ale nikt nie pomyślał o usunięciu artykułu
piątego o wzajemnym wspieraniu w razie ataku. Po co on jest?”
Odpowiedź
oczywiście jest bardzo prosta. Bo ty, Wladimir bandyta jesteś. Tyle, że nie ma
ani mocnego ani odważnego, który by wprost, albo i nie wprost to powiedział.
Oczywiście nie to
jest istotne, że większość polityków nie ma wyobraźni i, jak to się mówi potocznie,
jaj, a ma dla odmiany łatwość merkantylnego myślenia. Istotne są skutki przewagi
liczenia nad myśleniem.
Niemal od początku
wstrząsów na Ukrainie najbardziej denerwująca dla postronnych obserwatorów i,
jak się mogę tylko domyślać, dla samych Ukrainców była bierność obecnych władz tego
państwa wobec oczywistej rosyjskiej agresji. Tyle, ze zapomina się, że to efekt
napomnień, w tym naszych „przywódców”, sugerujących, by postępować „ostrożnie”
i „rozważnie”. Tak właśnie postępują a efekty widzimy.
Domyślam się, że
z każdym „ostrożnym” i „rozważnym” krokiem, napomnień przez Europę spoglądają
na zachód z nadzieją, ze może pojawi się tam na białym koniu, prowadząc
niezliczone dywizje Obama, Merkel albo choć nasz „nowy przywódca Europy”
Sikorski.
Oczywiście nie doczekają
się ani pierwszego, ani drugiej ani nawet tego trzeciego.
Ten trzeci, nie
wiem czym powodowany, osobiście obstawiam rzeczywisty potencjał intelektualny,
kilka dni temu cierpliwie tłumaczył czemu Unia Europejska tak bardzo popisuje
się w sprawie Ukrainy swoją indolencją, bijącą w oczy nawet na tle niezbyt
stanowczych działań Stanów Zjednoczonych. Przyczyna jest rzecz jasna polityczna
i decyzyjna struktura Unii. Jednym słowem cała ta Unia to taki nowotworek,
który, jak trzeba, okazuje się całkiem do de. Nie wiem czy był to zamierzony głos
naszego ministra za dalece posuniętą integracją, w której Unia będzie miała
swego Kanclerza, który nie będzie musiał co chwila, wobec nieodgadnionych
apetytów Putina, zwoływać różnych Tusków i Sikorskich by się z nimi użerać.
Nie jest to może
najistotniejsze w całej sprawie i być może dlatego prawie nikt na to nie zwraca
uwagi, ale przez ostatnie tygodnie obserwujemy najbardziej chyba oczywistą antyreklamę
Unii Europejskiej. Tworu, o którym z cala pewnością można powiedzieć tylko to,
że trudno cokolwiek o nim powiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz