wtorek, 19 listopada 2013

Misie żelki



To było niedługo po tym jak zadzwoniła do mnie Renka w wiadomej sprawie. Można by rzec, fatum. Poszedłem do pobliskiego marketu spożywczego, w którym od dawna po cenach światowych mogę kupić wszystko, czego potrzebuję i gdzie wymieniam spojrzenia z jedną subiektką wprowadzając za każdym razem atmosferę moralnego niepokoju. Żartuję oczywiście. Z tymi cenami światowymi i tym wszystkim, które mogę kupić.
Krążyłem między regałami wypatrując czegoś. Tak mam, ze jak idę na zakupy to nie wiem po co idę i musze wypatrywać tego, po co idę i o czym jeszcze nie wiem.
Minął mnie taki smutny maluch ściskający w obu dłoniach paczkę żelków. Widać było że mu z jakiegoś powodu strasznie na nich zależy. Patrzyłem za nim kiedy podchodził do bardzo skromnie ale schludnie ubranej młodej kobiety.
- Mogę mamo? – zapytał z nadzieją.
Kobieta popatrzyła smutno i pokręciła głową.
- Nie. Nie mam pieniążków.
Chłopczyk zrobił się tak samo smutny jak jego mama. Z opuszczoną głową poszedł i odłożył misie-żelki na półkę.
- Przynieś jeszcze mleko powiedziała kobieta gdy maluch był znów przy niej.
- W butelce czy w pudełeczku? – zapytał chłopczyk fachowo.
- W kartoniku. Jest tańsze.
Chłopczyk ruszył powoli ku końcowi hali, gdzie stały lodówki z serkami, jogurtami i mlekiem. Szybko podszedłem do regału ze słodyczami i sięgnąłem po odłożone żelki. Za 3,99 złotych. Sięgnąłem od portfela, odliczyłem stosowną kwotę i podszedłem do kobiety czekającej na synka.
- Niech pani kupi dziecku – powiedziałem i wyciągnąłem ku niej żelki i odliczone pieniądze.
Pokręciła głową.
- Nie chciałem pani urazić… - zacząłem ale weszła mi w słowo.
- Nie, chodzi o to, że on jutro też pewnie będzie chciał. A ja nie będę mogła mu kupić – powiedziała a ja zdumiewałem się, że z nas dwojga to ja bliższy byłem łez. Popatrzyłem dyskretnie do jej koszyka. Miała w nim mały woreczek  ziemniaków, bochenek chleba, najmniejsze opakowanie margaryny, włoszczyznę i taki anatomiczny preparat sprzedawany pod nazwą porcji rosołowej.
Kobieta bez słowa odeszła widząc, ze jej synek wraca z kartonem mleka.
Powiecie, ze bardzo łzawa ta historyjka. I będziecie mieć rację. Przyznaję. Tym bardziej łzawa, że prawdziwa. Zauważycie też, że próbuję wzruszyć was tanim kosztem. I tym razem trafiliście!
Salon 24 obchodzi właśnie 7 rocznice istnienia a my, znaczy Renka, Kazet, wszyscy, którzy chcieli i zechcą się przyłączyć i ja, podążamy o krok za nim organizując już szósty raz akcję Mikołaj – Blogerzy dzieciom. Jak co roku szukamy chętnych, którzy zechcą kupić takie trochę większe misie- żelki dzieciakom z ośrodka w Szczypiornie. Od początku akcję wsparli też blogerzy z innych blogowisk.
Wygląda to tak, że dzieciaki ze Szczypiorna piszą listy do Mikołajów zdradzając swoje wymarzone prezenty a ci, którzy zdecydują się wcielić w rolę Mikołajów wybierają sobie dziecko i jedno marzenie starając się je spełnić.
Na razie wiem, że dzieci jest 13. Renka obiecała, że jak najszybciej postara się przesłać listę wraz z dziecięcymi życzeniami. Przyjęliśmy zasadę, że prezenty nie powinny przekraczać wartości 250 zł.
Jeśli ktoś chciałby dopytać się o szczegóły, proszę pisać do mnie na priv albo do Renki na specjalnie przeznaczony dla akcji mail akcja.mikolaj@o2.pl
Cieszymy się z każdego Mikołaja i każdego, kto gotów jest wesprzeć nas inaczej, poprzez przeslanie słodyczy czy propagując akcję wszędzie tam, gdzie publikuje. Co roku proponowaliśmy życzliwym wieszanie u siebie na blogach banneru, który odsyła do akcji. Po wszystkich zmianach nie wiem czy to zadziała ale gdy będzie już lista, podczepię pod nią kod, dzięki któremu będziecie mieć u siebie logo akcji, ofiarowane na samym początku przez Niepoprawnych. Wygląda jak ten obrazek niżej.

Choć dopiero ruszamy, już zgłosili się pierwsi chcący wesprzeć nas. Najszybszy był Eternity a za nim wagabundolapoczlapa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz