„…robienie
z tego narodowej tragedii dlatego,
że
spłonął łuk na pl. Zbawiciela,
uważam
troszeczkę za przesadę.”*
Minister
Bartłomiej Sienkiewicz, 14.11.2013 r.
Poniższy bilans ostatnich dni spisuję
zainspirowany sporem, w jaki na „fejsie” wdał się Czarek Krysztopa, który zauważył,
że przed podpaleniem „tęczy” na Placu Zbawiciela warowała ekipa z gazeta.pl. Twierdził, że to
dziwne ale został zakrzyczany przez tłum lemingów, którzy twierdzili, że na długo
przed Dniem Niepodległości wiedzieli, iż łuk stanie w płomieniach. Że nic z tym
nie zrobili to inna sprawa, czyniąca z nich być może wspólników sprawcy.
Zanim przejdę do zasadniczej części muszę
ustalić najważniejsze. To mianowicie o czym świadczy fakt przeoczenia przez
Ministra Spraw Wewnętrznych, Komendanta Głównego Policji, Komendanta
Wojewódzkiego i Komendanta Miejskiego tego, co nie uszło uwadze stada może i
rozgarniętych lemingów ale jednak nie na tyle rozgarniętych by z nich porobić
fisze odpowiedzialne za nasze bezpieczeństwo. Może szkoda…
Możliwości są dwie. Albo mamy do czynienia
z niebezpiecznymi graczami, którzy postanowili zagrać bardzo ryzykownie i
przegrali czy z idiotami, których intelektualnie przerasta nawet leminża
gówniarzeria.
Z dwojga złego wolałbym jednak tych
cwaniaków bo przy ich całej złowrogości racjonalność, jaką się muszą kierować
stanowi mniejsze zagrożenie niż nieobliczalność idioty.
Zatem przyjmuję, że mieliśmy do czynienia
faktycznie z nieudaną ustawką o bardzo wysokiej stawce a nie z paroksyzmem
niekompetencji stada głupków na eksponowanych stanowiskach.
Przytoczony na samym początku, jako motto
tekstu, cytat z pana Sienkiewicza jednoznacznie sprawy nie wyjaśnia. Wręcz
przeciwnie, brzmi jak sławetne „to nie moja ręka”. Jednak akurat sytuacja pana
Sienkiewicza jest na tyle specjalna, że w jego przypadku łatwo można założyć,
że ta gra trwa nadal.
Jednak mimo wszystko zestawienie jego „robienie
z tego narodowej tragedii […] uważam troszeczkę za przesadę” stoi
w jawnej sprzeczności do tej „płonącej Warszawy” z poniedziałkowych przekazów.
A ta sprzeczność każe przypuszczać, że Warszawa „płonąć” zaczęła sporo
wcześniej przed tym, zanim ruszył marsz Niepodległości. Zaczęła płonąć w
niektórych newsroomach i, można powiedzieć że jeszcze nie dogasła. Niejako bez
związku z tą „troszeczką przesady”
To
zaś świadczy o czymś wręcz przeciwnym od twierdzeń, że rzecz cała była przygotowana
nieudolnie i została spartaczona. To mógł być naprawdę majstersztyk. Że nie był
zadecydowały dwa elementy. A w zasadzie półtora. Przede wszystkim to, że podjęto
ryzyko zagrania na melodię rosyjską i ona zdominowała cały koncert. I to w
sposób, który pokazuje naszą władzę tańczącą w rytm tej melodii, ale
zapodawanej już z Moskwy. W taki rtym, za którym ciężko nadążyć. Co ciekawe ten
wątek, nieobecny w zasadniczym scenariuszu ma szansę stać się najgłośniejszym w
całej historii. W sposób, jakiego autorzy scenariusza nie tylko nie zakładali ale
chyba bardzo nie chcieli. W zasadzie brak tu tylko kolejnego „izwinitie” w
wykonaniu pana Grasia.
Ten
drugi a w zasadzie ta wspomniana połówka (na więcej nie zasługuje) to pan
Sienkiewicz. Doprawdy nie pojmuje czemu Tusk z takim zacięciem bronie
ewidentnie najsłabszego ogniwa całej tej gry?. Przytoczone na początku słowa,
stojące w zdecydowanej sprzeczności z konsekwentnym stanowiskiem Tuska, który
dziś ponownie twardo syczał o „skutkach budowania atmosfery przyzwolenia” dla działań
środowisk kibolskich, pokazują, że minister po prostu „spękał” i najchętniej
pytałby „Rozruchy? Jakie rozruchy?” opuszczony przez wszystkich poza Tuskiem, z
którym jadą jednym wózkiem. Mądry choć na tyle by wiedzieć, ze z tego wózka zostanie
wykopany w tej samej chwili, w której wyda się brzemieniem. To, że wie jest
jedynym, co dobrze o nim świadczy. Cała reszta to już tylko powszechnie
wykpiwane „Idziemy po was”.
To,
że cała sprawa stała się niespodziewanie „rosyjską ruletką” okazało się faktem
naprawdę szczęśliwym. Wartym tego wstydu, który co niektórzy właśnie odczuwają gdy
„cały świat” na przemian śmieje się z nas i prycha oburzony. Jakby nic
ciekawszego do roboty nie miał. Szczęśliwy dlatego, że pokazuje jacy są
naprawdę ci, którzy zamierzali najpewniej przekonać nas że Kaczyński stoi u
wrót Kremla i drapie się po łapach, które go swędzą by zacząć rozróbę. Są
chłopczykami, którzy wobec zagrożenia potrafią tylko ścisnąć zwieracze by się
spektakularnie nie ze….
Czemu
więc służyć miała ofiara tej budki? Nie wiem. Do takiego numeru to trzeba mieć
jaja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz