Problem z tym tekstem mam straszny, przyznaję. Napisać go to niby nic ale zarazem to stoczyć walkę z samym sobą. Straszną walkę! A wszystko przez to, że czasem z jednego iść można w tę lub w inną stronę. I strony te są tak od siebie dalekie że zgadnąć trudno, że się z jednego wyszło. Tak, jak z tej samej diagnozy inaczej wychodzę ja a inaczej Kurkiewicz co go dzisiaj w „Rzepie” zaczepił Mazurek.
Pewnie bym się nie przyznał że mi choć na początku z lewakiem Kurkiewiczem po drodze ale przymierzam się do tekstu o tym jak nam Demos strasznie zdupiał, natchniony (wiem, że brzmi to fajansiarsko) z kawałka rymkiewiczowej prozy. I teraz jestem pod ścianą bo trzeba się przyznać, że tak jak Kurkiewicz pewne rzeczy widzę. Gdyby nie to, bez wahania zbytniego zakrzyczałbym, że to skandal, żeby „Rzepa” terrorystę reklamowała. Choćby tylko oralnego. Co tylko o terrorze mówi z zachwytem i w uniesieniu. Choć skandal to niewątpliwy. Nie wiem wszakże na ile ten skandal to taka kreacja w rodzaju nieomal samej Nieznalskiej a na ile faktyczne przemyślenia dominikanina niespełnionego co spełniłby się chętnie jako XXI wieczna mieszanina Gawrosza i Cohn -_Bendita. Choć może raczej tylko to drugie. Gawrosze by się niezawodnie znaleźli tłumnie i sami by się pchali drzwiami i oknami w kolejkę do butelek z benzyną, coltów i browningów. Tak przynajmniej wnioskuję ze słów Kurkiewicza. On by im tylko cele wskazywał zadowolony, że jakoś tak, pro publico bono zapewne, wyzwala tę uśpioną albo i zdechłą nawet aktywność obywatelską. Wyzwala w formie jakieś reakcji łańcuchowej i wielkiego BUM. On nawet dziwi się, że nikt za jego palcem gotowym wskazywać cele jeszcze nie podąża.
„Wie pan, że dwa miliony Polaków wpadły w pętlę kredytową? I to, że żaden z nich nie zaatakował banku, gdy odmówiono mu pomocy- to jest fenomen. Ja tego nie rozumiem. Na całym świecie takie rzeczy się dzieją, dlaczego nie u nas?!”*
Z wykrzyknikiem na końcu. Faktycznie… Czemu u nas nie jest tak światowo?! Ja też z wykrzyknikiem. Choć może powinienem skromnie i cicho odpowiedzieć panu Kurkiewiczowi, że może dlatego, że za ciemni widać jesteśmy jeszcze na to żeby za swoją głupotę zabijać kogoś innego. Ale uczymy się. Mamy wszak takich nauczycieli jak choćby Kurkiewicz. I być może już za jakiś czas całkiem światowo zaczniemy iść za jego palcem. I w końcu jakiś nasz Martin Schleyer dokona żywota światowo w lochu Nowego Wspaniałego Światu z kulą tu i ówdzie. A z jego posoką na Nowy Świat a później pewnie i na cały nasz świat wyleje się to nowe, o którym teraz tylko marzy Kurkiewicz i za czym tęskni.
I problem w tym, że Kurkiewicz ma rację kracząc bo pewnie w końcu wykracze. Faktycznie, czemu nie u nas skoro na całym świecie?
Ale nie w tym zgadzam się z Kurkiewiczem. Nie w tym. By było jasne, Kurkiewicz swym entuzjazmem dla zabijania bankierów- Schleyerów udowadnia jedno. To tylko, że głupota jest cechą wrodzoną i nie dającą się usunąć przy pomocy żadnej obróbki. Ni dominikańskiej, ni uniwersyteckiej ni wreszcie lewackiej. Tak uważam i dziwnym nie jest chyba, że tak uważam.
W czym zatem mój problem, z którym obniosłem się na samym początku?
Rzecz w tym, że z Kurkiewiczem zgadzam się co do tego, że mamy problem wykluczonych obywateli. I tego, że pewnie część z nich w końcu poszuka sposobu by się temu wykluczeniu jakoś przeciwstawić. Tyle, że absolutnie nie zgadzam się na takie patrzenie, w którym za „wykluczonego” bierze się kogoś, kto zbyt wolno albo zbyt mało intensywnie w jakimś momencie myślał czego skutkiem jest znalezienie się na liście niewypłacalnych dłużników. To żadni tam wykluczeni tylko w jakimś zakresie wymóżdżeni.
Wykluczeni jesteśmy zaś wszyscy. Jako obywatele. Bez wątpienia z własnej winy i własnego wyboru. Kiedy zdamy sobie sprawę ile znaczy nasz głos uświadomimy sobie jak wielkim oszustwem może być demokracja. Jeśli tylko dajemy się oszukiwać. O tym napiszę w tekście następnym bo temat wart jest tego a Rymkiewicz jako inspiracja wart jest tego w dwójnasób.
Nie chce, jak chce Kurkiewicz, by przejawem aktywności obywatelskiej było załatwianie swych porachunków i swych niespłaconych debetów za pomocą kuli ekspediowanej w jakąś głowę. Koniecznie „uosabiającą„ państwo tak jak je w 1977 roku „uosabiał” Hanns Martin Schleyer. Chcę by obywatele poczuli się znów Demosem i by ten Demos spiął się i w końcu zaserwował całej klasie politycznej takiego mega kopa w kość ogonową by się ona na milion kawałków rozpękła. I by w efekcie tego kopa i tego rozpęku każdy, dosłownie każdy, kto się na służbę publiczną najął, do końca swych dni czuł nieustępujący ból fantomowy w swej dupie.
A jak już poczują to może się opamiętają i Kurkiewicz, ten nasz niewydarzony Cohn – Bendit nie będzie miał ani chętnych ani okazji by robić za muszkę jakiegoś gawroszowego rewolweru.
Inaczej nigdy nic nie wiadomo…
* Rozmowa Mazurka z Kurkiewiczem - „Czekam na polskiego Cohn – Bendita”, „Rzeczpospolita”, 6-7 listopada 2010 r., s. P8-P9.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz