wtorek, 9 listopada 2010

Smutny los Snowballa – poślizg na wazelinie.

Kiedy słucham tego, co Prawo i Sprawiedliwość ma obecnie, ustami swych najświeższych i najaktualniej obowiązujących „twarzy”, do powiedzenia w sprawie ostatniej autoamputacji to na przemian ogarnia mnie smutek i trudna do pohamowania wesołość. To drugie dlatego, że z utęsknieniem czekam na apogeum tych nonsensów, w wymyślaniu których owe „twarze” się prześcigają starając się zarazem jak najbardziej dokopać byłym koleżankom (nie, nie napisze „przyjaciółkom” bo sam w tym konkursie absurdu nie startuję) i dopasować się też do nowej linii partii. I, jak pewnie mniemają, do oczekiwań Prezesa. Nie wiem czy tym apogeum będzie ostatecznie zdemaskowanie Kluzik – Rostkowskiej jako faktycznego szefa kampanii Komorowskiego czy wręcz oskarżenie jej o próbę fizycznego wyeliminowania Jarosława Kaczyńskiego.

Smutek ogarnia mnie zaś z tego powodu, że tę historię już znam. Z jej bohaterami, wszelkimi meandrami, przez które się ona przetoczy i z jej finałem. Przeczytałem ją lata temu z tomiku, na którego okładce napisane było „Folwark zwierzęcy” a podpisane George Orwell.

Ta wersja, którą oglądamy nie jest oczywiście dosłownym powtórzeniem losów książkowych postaci ale zbyt blisko jej do pierwowzoru by tej paraleli nie zauważyć.
Major jeszcze żyje (Oczywiście nie chodzi w stwierdzeniu „jeszcze” o dosłowność. Może żyć lub nie w sensie politycznym) a Napoleon już rozprawił się ze Snowballem. I teraz, z gronem młodszych i uległych knurów „prostuje” to, co się wydarzyło i co pamiętamy (Jeszcze tylko z paru zdjęć tego i owego się usunie a tu i ówdzie doklei się łeb Napoleona do całkiem innych korpusów). To znaczy co wydaje nam się jako coś zapamiętanego. Bo przecież nie było żadnej euforii, żadnego otarcia się o zwycięstwo, żadnych nadziei na bliska przyszłość. Wszystko było spieprzone.
W odróżnieniu od profesjonalizmu, który w działaniu ekipy Napoleona możemy obserwować teraz. Teraz to jest po prostu idealnie! Przekonuje nas o tym ten i ów Squealer wjeżdżający do tej i owej rozgłośni z impetem wazelinowego poślizgu.
Nic to, że, nie wiedzieć czemu kampania jest tajna. Ale widać w państwie, z którym walczy Napoleon nie może być przecież inaczej. Nawet potencjalny wyborca może okazać się wrogiem. Więc im mniej wie tym lepiej. Po co mu jakieś nazwiska kandydatów, po co mu widzieć więcej poza zaprezentowana przez pana Jurgiela (ponoć szefa kampanii :) w telewizorze okładka jakichś niesamowitych mądrości przygotowanych na batalię wyborczą? Przecież wiemy, że wszystkie zwierzęta są równe! I że niektóre są równiejsze…

W tej tragikomedii, która nie powinna w ogóle ale niestety zaprząta olbrzymią część uwagi opinii publicznej dostrzegam dwie postaci naprawdę tragiczne. Pierwsza to ów Major. Ciągle uważany za depozytariusza politycznego geniuszu i za postać świadomie podejmująca kolejne decyzje. W moim odczuciu podejrzewany niesłusznie. Raz, że boleśnie udowodnił, że po jego żelaznej logice nie ma już śladu. Udowodnił to wówczas, gdy zdjął z siebie odpowiedzialność za kampanię prezydencka przyznając, że nie bardzo wiedział co się z nim dzieje a równocześnie nie mając świadomości tego, co się działo za to co się działo krytykował swoich współpracowników. Nie starając się nawet zamaskować tego, że swoja ocenę opiera na „smoczych językach”. No bo jakże inaczej skoro nie wiedział co się z nim działo? Po drugie udowodnił, że nie jest sobą traktując panie Kluzik i Jakubiak tak, jak potraktowałby je jakiś PRL-owski kacyk ze społecznego awansu. On, który znany był z pryncypialnie traktowanej atencji wobec kobiet. Dziś jak cham ostatni mijający je z udawaną ślepotą.

Druga postać tragiczna to podmiot zbiorowy. Odgrywający rolę głupich owiec wybekujących komunikat dnia bez refleksji nad tym, że sprzeczny on jest całkowicie z tym sprzed kilku dni.

Poświęciłem nieco czasu by na prześledzić opinie o Snowballu z czasów, gdy jeszcze był w pierwszej linii i, jak to genialnie ujął jeden z czołowych knu… polityków z pierwszej linii partii. „wbijał nóż w plecy od środka”. Nic. Żadnego oburzenia, żadnych krytycznych głosów odsądzających od czci i wiary za te jawne sabotaże, przez które Major nie został głową państwa. Zaczęło się dopiero gdy do akcji wkroczył Napoleon a Major dał mu placet na glanowanie Snowballa. Gdy dopisano kredą, że „niektóre są równiejsze”. Dopiero wtedy okazało się jaka to ze Snowballa miernota i, przy okazji, kanalia. Gdyby nie Snowball, gdyby na jego miejscu był genialny Napoleon to pewnie z 300% by było. Co tam Napoleon! Nawet Jurgiel, mimo uporczywego bólu „pleców od środka” zapewne jakie 120% by wyśrubował!

Tedy śrubujcie panowie. Ja popatrzę i klęknę przed wami jak te 120% osiągnięcie. A co tam. Jak 46% będzie to też klęknę. I w rękę pocałuje. I tych dwóch nóg nie wypomnę choć przecież napisane jest, że „cztery nogi dobre”!

1 komentarz:

  1. Wiesz, jak lubię czytać Twoje teksty. Najlepsze chyba to o tajnej kapanii:)

    Pozdrawiam bardzo serdecznie

    OdpowiedzUsuń