W ostatnich wypowiedziach zarówno Jarosława Kaczyńskiego jak tez jego wiernych zauszników tym, co mnie najbardziej porusza, jest bolesny brak logiki. Resztę wybaczam bo to już ani moje sprawy ani moje emocje. Ale o logikę myślenia mogę spierać się zawsze i z każdym.
Gdyby wypowiedzi Kaczyńskiego i tyrady jego wiernych pretoria dni dzisiejszego brać poważnie, oczywiście z uwagi na logikę ich treści to wniosek z nich byłby jeden. Jarosław Kaczyński zbudował PiS, poprowadził go do władzy i do kolejnych starć politycznych i wyborczych opierając się głownie na miernotach, zdrajcach i szubrawcach.
Może paralela będzie mało pasowna ale tu przejdę do przykładu, którym będzie nie kto inny tylko ja sam. Tez w życiu przeżyłem parę mniej lub bardziej dramatycznych rozstań. Kilka z nich odbyło się w atmosferze gęstej od emocji. Ale jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy by którakolwiek z tych osób, kobiet, z którymi moje drogi się rozchodziły, publicznie czy choćby w myślach nazywać miernotą czy tez odsądzać od czci i wiary. Mój stosunek do nich pozostał takim jakim był wcześniej. Darzę je miłością i nazywam kobietami mego życia. Bo z jakichś powodów kiedyś tam się nimi stały. A to, co nastąpiło później to inna sprawa. Zawiniona przez tę lub tamta stronę lub po prostu zwykłe ochłodzenie namiętności.
Gdybym teraz próbował rozliczyć moje życie to nawet przez myśl mi by nie przeszło by którąś z kobiet mego życia mniej lub bardziej ostrymi słowami odsądzić od czci i wiary. Wszak wówczas osądziłbym przede wszystkim siebie. I dał dowód tego, że albo nie znam się na ludziach albo znam i z nich wybieram kogoś, kto obiektywnie nie jest godny uwagi, zaufania. Na pewno nie jest godny miłości.
A moje kobiety były i s tego godne. Gdziekolwiek i z kimkolwiek teraz są. I wcale nie przez przypadek dałem im odegrać tak znaczące role w mym życiu.
To, że wolały one czy też ja wolałem dalej jechać samotnie lub w innym towarzystwie to sprawa zupełnie inna. To najzwyczajniej w świecie The Pros and Cons of Hitch Hiking, jazda przez życie, w którym normalnym jest czasem wysiąść albo się przesiąść.
Retoryka, przyjęta wobec konfliktu w PiS jest retoryka skrajnie głupią. Przez to przede wszystkim, że przy jej konstruowaniu nikt chyba nie pomyślał, że konsekwencją będzie uznanie, iż i partia i jej szef mają dziwne upodobanie do otaczania się byle kim. Największym zaś nonsensem jest przedstawianie scenariuszy, wedle których sam szef otoczył się zdrajcami i kanaliami wiedząc już, że to zdrajcy i kanalie.
Oczywiście jest jeszcze jedna możliwość. Prezes nie wiedział. Jest ona oczywiście bardzo prawdopodobna. Wszak prezes przyznał, że wtedy, gdy miały nim te kanalie kręcić, nie wiedział nie tylko tego, że kręcą nim ale w ogóle nie wiedział za bardzo co się z nim działo.
Tyle, że w takiej sytuacji logicznym jest, że Prezes nie miał podstaw by później krytycznie (czy też, gdyby to zrobił, entuzjastycznie) ocenić prace tych, jak się okazało, kanalii. Jego druzgocąca ocena oparta musi być na sugestiach tych, którzy wtedy, inaczej niż on, doskonale wiedzieli, co się dzieje.
I tu pojawia się kwestia bycia przyzwoitym. Kwestia dotycząca zarówno Prezesa jak i tych potencjalnych suflerów. Prezesa bo zapomniał on chyba o tym, że wszystkich tych ludzi, co tak ich ostro potraktował, dobrze zna i nie musi do wyrabiania sobie o nich zdania słuchać jakichś trzecich języków. Tym bardziej takich języków, które mogą chlapać we własnym interesie, wcale nie koniecznie tożsamym z interesem Patrii i Prezesa. Po prostu swoim.
Tym bardziej, że ktoś, kto leci szeptać do ucha człowiekowi, który sam przyznaje się do powrotu z jakiejś tam formy niebytu jest ewidentnie podejrzany. Ewidentnie bo to właśnie tak zachowują się szubrawcy.
Dziś Prawo i Sprawiedliwość przyjęło dryf do portu o nazwie „cyrk polityczny”. Dryf, w którym bezrozumnie i bez żenady na pozycji klaunów obsadzane są najpoważniejsze do niedawna postaci z tą partia związane. Na czele nie tylko z Prezesem ale i ze zmarłym Prezydentem Lechem Kaczyńskim.
Co i rusz każdego dnia czytam wypowiedzi osób mniej lub bardziej zbliżonych do jądra partii i samego Prezesa. Wynika z nich, że partia pozbywa się jakichś śmieci, które od zawsze nic nie znaczyły a tylko zawadzały. I czekam kiedy poznam nazwiska tych, którzy tak naprawdę tworzyli tę wartość, która dla mnie choćby stanowiło PiS. I nic. Do głowy mi nie przychodzą inne nazwiska poza tymi, które są poza partią albo zginęły w Smoleńsku. Od biedy przywołałem dwa czy trzy, których jeszcze się nie chce z PiS wyrzucać.
10 kwietnia, gdy przeczytałem po raz pierwszy listę ofiar, pierwsze, co mi w głowie się urodziło, było stwierdzenie, że PiS przestał istnieć. Mało się pomyliłem. Do tego nie wystarczył samolot, który się tam roztrzaskał. Potrzebny był jeszcze Prezes Kaczyński i jego suflerzy wywalający z partii „miernoty”.
Naprawdę szkoda wielka, że nie decydujesz się publikować tekstów w s24 i innych miejscach... chyba jednak "złamię" obietnicę daną samej sobie, aby Cię nie namawiąć...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo serdecznie