poniedziałek, 4 marca 2013

Demokracja wg Wałęsy



Naszło mnie na tekst nie do końca poważny. Przede wszystkim przez to, że oparty na spekulacjach i argumentach, które, choć kupy się trzymają, przez nikogo za poprawne metodologicznie uznane by nie zostały.
Nie jest moim zamiarem dywagować o tym, kogo lubi a kogo nie lubi Wałęsa i czemu nie lubi. Tym bardziej nie chce mi się rozważać tego, że syn Lecha okazał się mieć inne, niedające powodów do wstydu zdanie w sprawie, w której za Lecha wstydzą się i ci, dla których on ani brat ani swat. W tej akurat sprawie mam do powiedzenia tyle tylko, że wobec tych, co syna o ojca pytali użyłbym całkiem sporo słów na różne litery alfabetu, co do jednego uważanych za obelżywe.
Przejdźmy zatem do tego, co nie do końca poważnie mi przyszło do głowy. Poczynając od stwierdzenia, z którym zdecydowanie zgodzi się więcej niż się z nim nie zgodzi. To poprzednie zadnie prosiłbym zapamiętać.
Zatem zacznijmy od tego, że Lech Wałęsa ikona demokracji jest. A skoro jest, jest też w jakiś sposób autorytetem w sprawach demokracji. Jakoś tak mi się wydaje, że jak ktoś nie jest demokratą, i to nie byle jakim demokratą, ikoną demokracji być po prostu nie może. Jeśli wziąć pod uwagę jego dywagacje na temat większości i mniejszości, przyznać trzeba, że o mechanizmach demokracji jakieś pojęcie jednak ma. No mówcie, co chcecie.
Może to, co powiedział o panach kochających inaczej jest niezbyt ładne i mało przepełnione miłością bliźniego. Nie ma o co się czepiać bo miłość bliźniego już dawno w wypowiedziach Wałęsy trudno znaleźć i jakoś dotąd nikomu to nie przeszkadzało. Ale jak najbardziej dotyka on istoty demokracji i tego, kto w niej może a kto nie ma prawa korzystać z jej mechanizmów, w tym z zasady decydowania przez większość.
Oczywiście trzeba przypomnieć, że jak na razie wspomniani panowie, co kochają niestandardowo nie stanowią żadnej jakości w polityce, mogącej być opisywaną pojęciem mniejszości czy większości. Jak dotąd politycznej weryfikacji nie poddała się żadna partia złożona z przedstawicieli tej mniejszości. To bardzo istotne.
Lech wałęsa, mówiąc o mniejszości skaczącej po głowie większości mógł opierać się wyłącznie na badaniach statystycznych. W tym i tych, z których wynika, ze nie wszystkie podskoki mniejszości przypadły do gustu większości. I chyba na tej podstawie czuł się wyrazicielem nie tylko własnej opinii. I tyle o gejach.
W tym momencie, w którym przyszło mi do głowy skąd niby Lech Wałęsa wziął to prawo obrony większości przed niesforną mniejszością za pomocą demokracji, pomyślałem o innych badaniach. Tych wedle których rośnie liczba ludzi, co nie wierzą w sprawie Smoleńska oficjalnym komunikatom oraz nie wykluczają możliwości innej niż oficjalna wersja tragedii. Jeśli wziąć pod uwagę stałą tendencję w prezentowanych wynikach badań w tej sprawie można założyć, iż przyjdzie taki dzień, w którym wierzących w zamach będzie więcej niż tych, co wobec takiej możliwości będą sceptyczni.
I tak mnie zastanowiło, czy i prawa, oczekiwania lub choćby zadanie takiej większości uznałby Lech Wałęsa za godne obrony a przede wszystkim gdzie by chciał Wałęsa posadzić tych, którzy z tych praw tyle czasu nic sobie nie robili. A jeśli już coś robili to najczęściej kpiny oczywiste.
Tak mnie tylko naszło na niepoważne dywagacje o demokracji według Wałęsy.

1 komentarz:

  1. Wałęsa jest totalnym idiotą i zajmowanie sie nim,to objaw zupełnego zmanipulowania ludzi przez
    media "ledwopolskojęzyczne"!
    Skoro "ten naród" wybiera tych..których wybiera,to znaczy że osiągnął juz dno...nawet zszedł ponizej i puka od spodu!
    Prezydenci:
    Bierut,Jaruzelski,Wałęsa i dwa razy Kwasniewski.

    OdpowiedzUsuń