czwartek, 2 października 2014

Ustawy pełne szuflad

Wśród obietnic, złożonych przez panią Ewę Kopacz we wczorajszym wystąpieniu najbardziej zainteresowały mnie dwie.
Pierwsza, ta o realizacji w trzy miesiące (czy tam w dwanaście bo rachuby pani Kopacz w ogóle są mało zrozumiałe) tego, co miało być zrealizowane w trzy lata. Tu od razu zaznaczę, że nie wiem o jakie „trzy lata” chodzi. O ten rok, co został pani Kopacz i dwa lata wstecz (co byłoby zgodne z logiką planowania pracy gabinetów) czy też (co nie mieści się w logice ale zgadza się z ogólną zasadą planowania pracy gabinetu, którego byt zakończy się wszak jesienią przyszłego roku) o jakieś tajemnicze trzy lata, które nie wiadomo kto i kiedy przyjął. Gdyby uznać, że mamy do czynienia z ekipą, która logiki w swym działaniu nie będzie odrzucać, chodzi o to pierwsze. Słowem pani Kopacz w rok zamierza zrobić coś, co miało być zrobione przez trzy lata tylko ktoś z jakiegoś powodu przez dwa lata się, mówiąc kolokwialnie, obcyndalał i teraz trzeba zasuwać. To nasuwa mi skojarzenie z dowcipem o tym, jak różne nacje przyjęły wiadomość, że za trzy dni nastąpi koniec świata. Dokładniej zaś z reakcją ludzi sowieckich, którzy zaczęli zwijać się jak w ukropie, by w te trzy dni zrealizować całą pięciolatkę.
Druga obietnica dotyczyła sprawy, za którą panią Kopacz rozliczać powinniśmy nie czekając nie tylko zasygnalizowanych przez nią, „Jaruzelskich” stu dni, nie tylko tego roku, który jej gabinetowi pozostał ale choćby i dnia. Chodzi o przywoływany przez tę ekipę (dlaczego piszę „tę ekipę” zaraz się wyjaśni) z częstotliwością mogącą już wywoływać torsje słuchaczy „pakiet kolejkowy” oraz ekspresowe robienie z rezydentów specjalistów. Co natychmiast zmniejszy a nawet i zlikwiduje kolejki. Przynajmniej zdaniem pani Kopacz. Otóż w tej sprawie trudno nie zapytać pani Kopacz czemu dopiero teraz. Wszak jest ona byłym ministrem zdrowia a w jej gabinecie ministrem zdrowia jest jej bezpośredni następca, pan Arłukowicz. Mamy więc niczym nie przerwaną ciągłość siedmiu lat majstrowania przy ochronie zdrowia i efekty, które prawie każdy mógł, w większym lub mniejszym stopniu odczuć na własnej skórze. I nagle pani Kopacz i pan Arłukowicz, którym przez siedem lat nie wpadli na taki genialny pomysł, zrealizują go w rok!
I tu przypomina mi się pierwsze expose pani Kopacz. Jeszcze z czasów, gdy była tylko Ewą Kopacz, posłem Platformy Obywatelskiej, idącej właśnie po władzę. Pamiętam bo oglądałem ją w telewizji, gdy zapowiadała jak to błyskawicznie wprowadzą wszędzie, gdzie się tylko da, porządek i dobrobyt, bo już na starcie mają „szuflady pełne ustaw”.
Co było później, pamiętamy. W szczególności zaś kolejne kompromitacje związane z przedstawianiem projektów przygotowanych przez poprzedników albo z jakością proponowanych a często i przepychanych przez PO-wską „maszynkę legislacyjną” aktów prawnych własnego autorstwa.
Pojawiły się wtedy podejrzenia, że szuflady, o których mówiła pani Kopacz, to były szuflady zastane w przejętych gabinetach. Sugerowano też równolegle, że jakieś tam szuflady PO faktycznie ma, tylko widocznie nie może znaleźć do nich kluczy.
Być może więc wreszcie pani Kopacz znalazła te klucze i te szuflady w ust… znaczy ustawy w szufladach. Albo też ma te szuflady tak, jak miała je wtedy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz