piątek, 3 października 2014

Nike się puszcza



Nie ukrywam, że choć mam świadomość tego, iż intronizacja pani Kopacz to wydarzenie doniosłe (nie zdziwię się jak Żakowski napisze, że w ogóle najdonioślejsze w dziejach), bardziej mnie ostatnio zajmuje wielowątkowa sprawa degrengolady „prawdziwej lewicy”. Tu, aby nie było wątpliwości, wyjaśnię, iż „prawdziwa lewica” to nie żaden tam „beton” postpezetpeerowski, co to swego czasu pozamieniał różne państwowe Juventury i Impexsy- srympexy w swoje własne spółki z o.o. a mieszkanka w bloku, zaopatrzone w politurowaną meblościankę na apartamenty w „zatoce czerwonych świń”, tylko przeróżne Krytyki, Feminoteki, Perfekcyjności i oczywiście „zaćpana hołota” od Palikota. Ten rym ostatni ma zresztą i znaczenie ostatnio odkryte bo „zaćpana hołota” faktycznie od Palikota tyle, że czmycha. I to masowo.

Wśród tych wątków są oczywiście tak interesujące jak osobliwy coming out pana Hartmana, czy przytulanie się Palikota do doktor Ewy, będące śmiałym głosem tego lewicowego polityka w dyskusji czy być czy mieć. Kogo wcześniej miliony reprezentanta Lubelszczyzny (niech mi Lubelszczyzna wybaczy że przypominam) na prawidłową odpowiedź nie naprowadziły, ten teraz już wie, że Palikot woli jednak mieć.

Mnie jednak najbardziej zachwycił (piszę szczerze!) wątek sporu między panią krytyk, no niech jej będzie krytyczką, Kingą Dunin a pisarzem Ignacym Karpowiczem. Kto sprawy nie zna, wyjaśniam, że nie jest to spór natury literackiej. Chcąc go opisać jak najkrócej, posłużę się cytatem z komentarza, znalezionego gdzieś w sieci. Nie załączę stosownego odsyłacza bo pamiętam sam komentarz a miejsca, gdzie go umieszczono i autora, niestety nie. Ów anonim napisał o sprawie „Dziwna historia. Chłop na babę donosi, że mu jaja tarmosi”. Dosadne to acz jakże celne podsumowanie sprawy, w której najpierw Dunin zrobiła z Karpowicza już to wiarołomnego i niesolidnego przyjaciela, już to nieomal złodzieja, co „przytulił” (jako pożyczkę ponoć) jej naście tysięcy oraz sto euro i nie chce oddać a Karpowicz odwinął się zwięzłym opisem jak to został zmolestowany i prawie zgwałcony przez Dunin, gdy naiwnie, niczym „nieśmigany” jeszcze nastolatek, przyjął jej zaproszenie, by dla wygody położył się z nią do łoża. To jednak nie był koniec sporu, bo Dunin, by nie zostać dłużną, zarzuciła Karpowiczowi postępowanie nieetyczne, polegające na wejściu w związek partnerski (nie wiedzieć czemu nazwany przez tę ikonę nowego wspaniałego świata konserwatywnym do obrzydzenia określeniem „konkubinat”) z sekretarzem Literackiej Nagrody „Nike”, do której Karpowicz jest nominowany.

I tu dochodzę do sedna mojej notki. Wbrew wcześniejszym krotochwilom, do sedna cholernie poważnego. Można się z tym zgodzić lub nie (coryllus by się pewnie nie zgodził ale on sam sobie wybił z ręki jakiekolwiek argumenty negując w ogóle sens wszelkich nagród literackich) ale nagroda ta uchodzi czy też została wypromowana dość umiejętnie na najbardziej znaczącą literacką nagrodę w kraju. Podpieraną autorytetem takich nazwisk laureatów jak Miłosz, Myśliwski, Różewicz czy Rymkiewicz.

I nagle dowiadujemy się, że jeden z aspirantów do wyróżnienia, zakwalifikowany do półfinału, czy nawet już do finału, wspomaga się (a raczej swoje szanse) w sposób, który może budzić podejrzenia o to, że nagrodę dostaje się wcale nie za walory literackie czy szerzej artystyczne twórczości czy tam konkretnego dzieła. Tu dodam, że walory oceniane oczywiście subiektywnie przez stosowne jury nagrody.

To niedozwolone czy raczej niewłaściwe wspomaganie w wykonaniu Karpowicza to nie tylko rzekomy czy rzeczywisty związek partnerski czy też konkubinat z aktualnym sekretarzem nagrody. Który, by było ciekawiej, w odróżnieniu od pani Dunin jest chłopcem. Dużym chłopcem oczywiście. To także to dotykanie, molestowanie czy tam tarmoszenie, zarzucone pani Dunin. Tak się bowiem składa, bywała ona nie jeden raz w jury w minionych latach. I wpływ na jurorów aktualnych może czy raczej mogłaby mieć nie mniejszy niż ów sekretarz, pan Juliusz Kurkiewicz. Co prawda, wedle oświadczenia pana Tadeusza Nyczka, aktualnego przewodniczącego jury, Kurkiewicz „nie bierze udziału w pracach, jest tylko technicznym organizatorem: pisze na tablicy nazwiska, skreśla itp.”. Trudno powiedzieć czy pan Nyczek, starając się wmówić opinii publicznej coś takiego, jest równie naiwny jak pan Karpowicz, kładący się w łóżku z panią Dunin i później oburzony, że go za to czy za tamto złapała. Naiwny bo albo sam wierzy, że Kurkiewicz na nic nie ma wpływy albo że my w to, co nam wciska uwierzymy.

Jakby pan Nyczka całej sprawy nie bagatelizował i pana Kurkiewicza nie sprowadzał do roli ciecia czy woźnego, wątpliwości wobec trybu wyłaniania laureata pozostają.

Poza nimi oczywiście są i Różewicz i Rymkiewicz i Miłosz i Myśliwski i kilku innych, bo trudno raczej przyjąć, że i im pani Dunin oferowała wygody swego łoża i towarzyszące im inne atrakcje. Za ich czasów tablicę ścierał też kto inny niż Kurkiewicz.

Natomiast w przypadku tych młodszych i (potencjalnie) równie jak Karpowicz atrakcyjnych z punktu widzenia pani Dunin (i pana Kurkiewicza oczywiście) już nie wiadomo. Czy oni tacy genialni czy też również korzystali z wygód łoża i też byli w konkubinacie. Cień pada także, ku mej rozpaczy, i na Dorotę Masłowską, której nie czytałem ( i pewnie nie przeczytam) ale którą skądinąd cenię i lubię. Bo choć w typie pani Dunin i pana Kurkiewicza nie jest absolutnie, trudno zaprzeczyć, że z całego grona laureatów „towar” z niej najfajniejszy. I kto wie na co patrzyli w jej przypadku szacowni jurorzy?

Dotąd można było zarzucać fundatorowi i samej nagrodzie „Nike”, że, pozostając wyróżnieniem sprawiedliwym i merytorycznym, nadmiernie się puszy. Teraz zaś nie wiadomo, czy zwyczajnie się nie puszcza, gratyfikując autorów, co to piszą, jak piszą, ale za to fajnie się dają dotykać. I cały prestiż diabli wezmą.

Ps. Już za parę dni się okaże. Dla jury byłoby najlepiej dać nagrodę Świetlickiemu, bo się odżegnuje więc nikomu się dotykać nie dawał albo jakiemuś dziadkowi. O ile jest takowy wśród nominowanych.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz