Jeśli jeszcze przez kilka dni czołowi politycy PO będą
twierdzić, że nie było spotkania Tusk – Putin, że sprawa Sikorskiego jest zamknięta
jego oświadczeniem, że sobie przypomniał, że nie pamięta, zrobi się naprawdę
ciekawie. Bo równocześnie trwał będzie research przekazu z tamtego okresu, ujawniający
coraz ciekawsze ślady tego, czego nie było.
Na stronach (o dziwo) TOK FM i „gazeta.pl” znaleźć można
wspomnienie uczestnika ówczesnego wyjazdu Tuska i Sikorskiego do Rosji, dziennikarza
„Pulsu Biznesu” Jacka Zalewskiego, który pamięta, że do rozmowy w „cztery oczy”
(czyli Tusk-Putin + tłumacze) jednak doszło.* Ślad tego wydarzenia znajduje się
zresztą też w relacji Zalewskiego z 2008 r.**
Wizyta, o której wspomina Zalewski a której nagle zapomniał
Sikorski była o tyle znamienna, że po niej Tusk, pytany o wzmianki w rosyjskich
gazetach, nazywające go „naszym człowiekiem w Warszawie” odpowiedział, że równie
dobrze można nazwać Putina „naszym człowiekiem w Moskwie”.***
Te słowa w dzisiejszym kontekście brzmią zdumiewająco. „Nasz człowiek…”
Przestaje natomiast dziwić narastająca nerwowość polityków
PO. Wygląda na to, że wybór scenariusza, w którym Sikorski wykona „riplej” i po
zrobieniu z siebie idioty na arenie międzynarodowej teraz potwierdzi i
ugruntuje swój idiotyzm oświadczeniem, że „przypomniał sobie, że zapomniał”,
nie był chyba najlepszym pomysłem. Być może teraz „jeszcze lepszym” pomysłem
zdaje się pani Kopacz wywalenie Radka w polityczny niebyt. Trudno byłoby teraz
pojąc taki krok skoro, jak mówił nie byle kto tylko następca Sikorskiego w
resorcie, wczoraj „sprawa została zamknięta”. Poza tym polityczna anihilacja
kogoś, kto właśnie udowodnił światu głupotę połączoną z nieobliczalnością a od
dawna znany był z ambicji i zadufania w sobie, może skończyć się czymś jeszcze
bardziej nieprzewidzianym lub nawet szokującym. Odstawiony Radek nie będzie zobowiązany
by robić sobie cokolwiek ze „stanowczości” Kopacz. A siedmioletni zasób
informacji z samego jądra władzy może być wystarczającym by przez lata nie
dawać o sobie zapomnieć.
Próba bezczelnego rżnięcia przez Sikorskiego, przez Kopacz,
przez Schetynę i resztę PO głupa zdaje się obracać przeciwko nim. Owocuje
masowym najazdem łowców na internet w poszukiwaniu coraz bardziej imponujących
kwiatków, które obrosły tamtą wizytę.
Stwierdzenia, wygłaszane po powrocie z Moskwy, nie tylko
dotyczące tego jak bardzo „nasz” był wtedy Putin, wobec wspomnień i wynurzeń Sikorskiego
dla „Politico” nabierają dzisiaj innego znaczenia i specyficznego smaczku oraz
zapaszku. Jeśli faktycznie Putin żartował sobie, że Lwów możemy sobie brać,
zdumiewające są słowa Tuska „Bardzo się cieszę, że Rosjanie bez chwili wahania
podjęli tę gotowość do poważnej rozmowy.” wypowiedziane niedługo potem w
Warszawie.***
Tak przy okazji brak jakiegokolwiek śladu, który pozwoliłby
Benowi Judach sugerować stanowcze odrzucenie w 2008 r. czegokolwiek, co Tusk i
Sikorski usłyszeli od rosyjskiej strony. Są tylko ślady zadowolenia z wizyty.
Swego czasu Bismarck powiedział, że wierzy tylko w
informacje, po których nastąpiło dementi. Platforma Obywatelska mocno stara się
dowieść, że w tym, co mówił, było coś na rzeczy.
* http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,16844732,Dziennikarz__PB__byl_w_2008_r__w_Moskwie__Na_Kremlu.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz