Oburzanie
się na gen. Stanisława Kozieja, komentującego rosyjskie ćwiczenie jądrowego
ataku na Warszawę słowami, „jeśli ktoś ma wojsko, to to wojsko musi ćwiczyć”*
uważam za zdecydowanie przesadzone z dwóch powodów.
Pierwszy
jest taki, że Koziej ma rację. Tak w ogóle ma, bo trudno zaprzeczyć, że wojsko
musi ćwiczyć. Ma ją również w tej konkretnej sytuacji, bo jeśli ma w nas ktoś
strzelać rakietami z ładunkiem jądrowym, niech będzie do tego jakoś fachowo
przygotowany. Nie wiem jak to jest z krytykami Kozieja, ale mnie przeraża wizja
głowic atomowych w rękach nieszkolonych wojaków. Takich, co miast w Mińsk
Mazowiecki strzelą w Mazowiecką Ostrów. Niebronioną, odmiennie niż ów Mińsk
(tak załóżmy…), przez naszą „obronę przeciwrakietową”, złożoną z kaprala z
granatnikiem na „Rosomaku” i sierżanta z lornetą (ale bez meduzy) na orlim
gnieździe (to z Rolexa, którego tekst mocno polecam)**
Tu,
tak przy okazji warto zauważyć, że te ruskie manewry mocno przypasowały i
Koziejowi i jego szefowi, z tą ich „tarczą”, co do której od razu zgłaszano
wątpliwość sprowadzającą się do pytania „kto by miał w nas strzelać rakietami?”
No to już wiemy. Aż się ciśnie na usta pytanie czy nie ma „Wielki Brat” ze
wschodu w tym przedsięwzięciu jakiegoś „pakietu kontrolnego”? Oczywiście nic
nie insynuuje ani nawet nie suponuję. Zwracam tylko uwagę na ten korzystny
zbieg okoliczności. Dla kogo korzystny też nie będę wskazywał bo to „temat –
rzeka”.***
A
wracając do wojaków, którzy ćwiczą, warto zauważyć i to, że w naszym interesie
jest by tam na wschodzie do upadłego, tak byśmy to zdążyli dobrze sobie
obejrzeć, ćwiczyli jak nas napadną. Lepiej tak, niż jakby atakowali jakąś
„Nibylandię” dokładając do pakietu militarnych zagadek dla naszych wywiadowców
i tę, w kogo koniec końców tak fachowo przywalą. Tu mamy przynajmniej jasność.
Tu
mi się przy okazji taka dygresja nasuwa, tycząca się jak najbardziej tego, co
wojsko musi czy tam powinno ćwiczyć. Kiedy zmienił się nam ustrój, a istotnym
elementem tej zmiany było wprowadzenie „cywilnej kontroli nad armią”, moją
irytację wzbudzały kolejne medialne relacje z ćwiczeń naszej wreszcie demokratycznej,
choć już nie ludowej armii. Wszystkie manewry sprowadzały się do ćwiczenia „udziału
w operacjach pokojowych”. Miałem wtedy wrażenie, że chodzi raczej o jakieś
formacje zakonu szpitalników a nie o nasze zbrojne ramie. A tak przy okazji
trudno nie zauważyć, że ograniczanie liczebności naszych wojsk faktycznie prowadzi
nieuchronnie ku temu, że będą one w stanie prowadzić działania wyłącznie
pokojowe. Chodzi o zasięg…
Drugi
powód by nie przejmować się słowami Kozieja wynika z wcześniejszych, jakże licznych
wypowiedzi urzędników z tej samej kancelarii. Dowodzących niezbicie, że przejmowanie
się nimi jest zwykłą stratą czasu. Po prostu…
*** Tekst Rolexa wskazuje wystarczająco wiele
argumentów, pozwalających sądzić, że ów „program” będzie jedną wielką „dziurą w
ziemi”, w której znikną bezpowrotnie ogromne środki, mogące być sensownie
wydanymi na modernizację naszej armii. Kto się z tego będzie cieszył proszę
odpowiedzieć sobie samemu.
Cześć Adam!
OdpowiedzUsuńCzytałem Rolexa i musiałem odłożyć kawę,a lubię
tylko gorąca...
Czytam tez Ciebie u Czarka i oczywista oczywiestość,że czytam Hiu Granta...
Teraz nie wiem,kto jest Mr.Hyde,a kim jest Mr.Jekill :-)
Komorowski ogłaszając "tarczę",zbiera kasę na WSI i GRU.
Wieża komunistów Gadowskiego---i wszystko jasne.