Ostatni niefart PO, który bez większej
przesady, w odniesieniu do losów tej partii, śmiało można nazwać niefartem niefartów,
ze zrozumiałych powodów budzi obawy u wszystkich tych, którzy głośno czy choćby
tylko w duchu opowiedzieli się po „jasnej stronie mocy”. Bo prawdę mówiąc
takiej kumulacji, która obejmuje kompromitację z „jamalską rurą”, jednym z nielicznych
(nie piszę jedynym bo nie pamiętam jak odszedł Ćwiąkalski) przypadków wykopania
ministra z tej ekipy, utraty władzy lokalnej w Elblągu i przyczółku centralnej
na Śląsku, Platforma jeszcze nie miała.
Efekt jest taki, że hołubiony dotąd a
przynajmniej brany w obronę Tusk zrównał się jeśli chodzi o poziom sympatii
obywateli z Kaczyńskim, o którym jeszcze nie napisano, że pożera dzieci tylko
dlatego, że jednak jesteśmy w tej „europejskiej wspólnej rodzinie” i jakieś tam
standardy ostatecznie obowiązują. W sondażach poparcia partii ci „sympatyczni i
przystojni”, mający stada przyjaciół w przyzwoitych gazetach i stacjach też,
nie wiadomo w zasadzie czemu, są o procent przed a nawet i za tymi, o których
tamże dobrze ostatni raz mówiono… nie, dobrze nie mówiono nigdy.
Racjonalnie rzecz biorąc ów stan jest
skrajnie nieracjonalny. Nie ma doprawdy najmniejszych powodów, by było tak, jak
jest. Problem w tym, że jeśli nie ma powodów to jak znaleźć na nie radę by
rzecz naprawić a trend odwrócić.
Z pomocą pospieszyła niezawodna „Wyborcza”,
która (uspokajając intensywnie przy okazji) wyjaśniła, że powodem są „coraz
częstsze kłopoty z ministrami i dotrzymaniem rządowych obietnic”*
Na temat kłopotów z ministrami można
by wylać morze atramentu. Mnie jednak zainteresowało bardziej to drugie czyli
dotrzymywanie czy tam nie dotrzymywanie obietnic. Trudno żeby było inaczej
skoro kwestia obietnic PO i samego Tuska to balast towarzyszący im od samego początku.
W zasadzie twierdzenie, że ów proceder, czyli niedotrzymywanie obietnic przez
rząd w ostatnim czasie jakoś się zintensyfikował jest dość dyskusyjne. Nie Twierdzę
oczywiście, uchowaj Boże, że obietnice są realizowane a zaprzeczanie temu to
jakaś czarna i skrajnie niesprawiedliwa propaganda. Przeciwnie! Z obietnicami
Tuska i jego ekipy jest, jak było. Czyli niezmiennie źle. Może to przesada ale
w mojej a pewnie nie tylko mojej pamięci ów polityk zapisze się jako ten, który
nie umiał dotrzymać żadnej obietnicy. Nawet takiej, że w ciągu tylu a tylu dni
zdecyduje o losie tego czy innego polityka.
Mam oczywiście swoją teorię,
dotyczącą tej sprawy i wywołanych przez nią skutków. To zresztą również świetna
odpowiedź dla ludzi z „Wyborczej”, przekonanych, że Tusk nagle zaczął mieć
kłopoty z „dotrzymaniem rządowych
obietnic”. Kłopoty miał zawsze. Tyle, ze nagle niektórzy zaczęli to widzieć.
Skoro ów dar widzenia dotarł także na Czerską, myślę, że losy tej ekipy są
przesądzone. Upadek nie nastąpi najpewniej za dzień, tydzień ani miesiąc ale
nic już go nie zdoła zatrzymać. Skoro nawet „Wyborcza” dostrzegła, jak to jest
z tymi obietnicami, znaczy, ze obywatele nie tylko wcześniej to dostrzegli ale
już się zdążyli nieźle wkurzyć. Właśnie na Czerskiej z oczu pospadały ostatnie
łuski.
Czy da się tych wkurzonych udobruchać?
Nie jest to oczywiście wykluczone. Jednak wiadomo nie od dziś, że łatwiej
zapobiegać niż leczyć. Skoro zaś, mając taki potencjał, jaki ma PO i nikt
wcześniej przed nią, zapobiec się nie udało, za skuteczną terapię nie dam
głowy. Ani nawet paznokcia. Tym bardziej, że ona wymaga by zrobić wreszcie to,
na co przez 5 minionych lat czasu nie znaleziono.
Tak więc nawet jeśli pan Tusk wyjdzie
do ludzi i zapewni, że weźmie się do roboty, można przyjąć, że na tym się,
tradycyjnie skończy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz