niedziela, 12 lutego 2012

Czy warto dożyć emerytury? Dylemat Boksera





Chyba mało kto dzisiaj nie zadaje sobie tego pytania. Szczególnie teraz, gdy, być może w ramach „bezpartyjnego bloku wspierania rządu”, eksperci przeróżni uświadamiają nam i nas jakie czeka nas życie za tę naszą krwawice, którą od lat wypracowujemy i ufnie oddajemy naszemu państwu, czyli ludziom, którzy je uosabiają. O nich jeszcze będzie.
Znajoma przesłała mi właśnie kilka zabawnych zdjęć z netu. Obrazują „śmiesznostki” planowanego systemu, już po jego „reformie”.



Piszę to w cudzysłowie bo skomplikowana jest ta „reforma” jak gwóźdź półtoracalowy. Choć z drugiej strony dobre z naszych reformatorów paniska. Mogli przecież skasować emerytury w ogóle albo, tak pro forma, uchwalić wiek przechodzenia na emeryturę na poziomie 134 lat.

Konstrukcja owej reformy sprowadza się do takiej nieco bandyckiej zasady „więcej zabieramy, krócej wypłacamy”. Skuteczna nie tylko w sensie dosłownym. Ale i przez to przecież, że faktycznie grupa osób, które dostąpią „luksusu” przejścia w zawodowy stan spoczynku będzie mniejsza o tych, którzy uwolnią państwo od obowiązku drogą jak najbardziej naturalną. Tu od razu taka uwaga, że wcale nie zapomniałem w powyższym mechanizmie „reformy” użyć określenia „więcej” w kwestii tego, co będzie wypłacone. Ktoś tam ostrożnie próbuje wmawiać, że emerytury będą większe. To oczywiste zmyślenie, bo nie będą. Będą jakie będą i tyle. Porównać się nie da przecież.

A już na pewno nie da się zagwarantować, że te pieniądze, których ma być jakoby więcej w ogóle będą. Bo kto trzyma nad nimi pieczę? A proszę państwa szanownego ci, co się tak zatroszczyli o naszą kasę zarówno przed „wielkim przełomem” roku 1989 jak też ci, którym zawdzięczamy troskę o nią przez ostatnie dwadzieścia lat. To oni nagle odkryli, że im się drobne nie zgadzają i szukają ich teraz w naszych kieszeniach. Bo gdzie mają szukać skoro ten Orlen, co to im na sprzedaż został, bez wątpienia nie wystarczy. Nie wiem czy wystarczyłoby to, co było wtedy, gdyśmy się na wspomnianym przełomie znaleźli. Ciekawe to… Tyle przecież przy tym fortun tak przy okazji się urodziło a te największe jakoś tak dziwnym trafem tam się rodziły, gdzie były różne rządowe zamówienia, państwowe kontrakty na dostawy surowców i takie tam… Zatem jak się chce to się da.

Zatem nagle, gdy już nam tylko ten Orlon został, znów „największym skarbem” tej ziemi, po który można sięgnąć i właśnie się sięga, jestem ja. I wszyscy inni podobni do mnie, których będzie się eksploatować teraz niczym na nowo odkryte pokłady węgla. Tylko dłużej i intensywniej.

A nam nie pozostaje nic innego jak przyjąć to wszystko do wiadomości i dla higieny psychicznej wziąć sobie do serca sposób, w jaki na wszelkie niedogodności wywalczonej przez siebie antyutopii reagował koń Bokser, mieszkaniec Animal Farm. Trzeba powtarzać sobie „muszę więcej pracować”.

Pytanie tytułowe nie jest pozbawione sensu. Wręcz przeciwnie. Uwzględniwszy „ducha” zapowiadanej reformy, ma tego sensu jeszcze więcej niż dotychczas. Bo kiedy przyjdzie konfrontować się nam z rzeczywistością naszych świadczeń emerytalnych, gdy już osiągniemy ten niebotyczny wiek uprawniający, może się okazać, że dopiero zostaliśmy nabrani. Że mimo wszystko, mimo te nasze „musze więcej pracować” staniemy przed widmem szarpania się o przetrwanie w jakichkolwiek, już wcale nie godziwych warunkach. Nie wiem czy tylko ja odczuwam chłód w kręgosłupie próbując sobie wyobrazić jak to wtedy będzie. I wcale nie trzeba tu wielkiej wyobraźni. Popatrzcie wokół siebie, popytajcie mieszkających po sąsiedzku dzisiejszych emerytów. I nie chodzi mi wcale o to byście mieli okazję się nad nimi poużalać albo wzruszać ich dolą. Wy się uczcie obywatele bo najpewniej was to też nie ominie! Te pasztetowe, ubrania z odzysku, buty ze „skóry ekologicznej”, kupowane za 49 złotych w supermarketowej promocji. Trzeba wiedzieć zawczasu gdzie się obrócić i za co chwytać.

Smutne, jak dola konia Boksera jest to, że nas nawet na koniec nikt nie odda do rzeźnika, ku chwale i pożytkowi naszego państwa i tych, co teraz i zawsze nim kierują. Będziemy musieli się obijać po tym świecie z takim przyziemnym wstydem, że nam spodnie tylko do kostek sięgają, że łokcie mamy wytarte…

Dziwna jest ta perspektywa, z jakiej teraz patrzymy na ten nasz świat. Jakoś przywykliśmy do tego, że ten pan w sklepie awanturuje się, gdy poprosił o 10 deko kiełbasy a ekspedientka próbuje mu wcisnąć 13. Mamy go za pieniacza zwykłego… Dziś raczej wzrusza nas to, że taka pani Fedak, co zarabiał dziesięć tysięcy niedawno, musi teraz wiązać koniec z końcem za dwa i pół…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz