sobota, 30 maja 2015

Ranking zaufania, sondaż poparcia i zawiedzeni wyborcy



Naprawdę trudno mi jeszcze uwierzyć, że tak szybko  może się nam przenicować życie polityczne i że z niedzieli na poniedziałek przestajemy podniecać się tym, czy jesienią Platforma utrzyma władzę a zaczynamy zastanawiać się czy do mety wyścigu wyborczego pierwszy dojedzie PiS czy Kukiz i jego pospolite ruszenie.

 Ja wiem, że jeszcze za wcześnie na jakieś daleko idące wnioski, ale jednak miło patrzeć jak w ciężkiej (nie napisze śmiertelnej choć może taka ona właśnie jest) chorobie pogrąża się siła, która ledwie tygodnie temu zdawała się odzyskiwać dawną potęgę przed kolejną batalią o władzę.

To, co dzieje się teraz z Platformą zdaje czymś w rodzaju takiego perpetuum mobile, którego jedynym przeznaczeniem jest skuteczne popełnienie samobójstwa. Świadomie nie napisałem „jest” lecz „zdaje się”. W tym, co dzieje się i będzie się działo w najbliższym czasie czynnik psychologiczny odgrywa i będzie odgrywał ogromną rolę. Najlepszą tego ilustracją jest zjawisko polityczne pod nazwą „Paweł Kukiz”, które nie ma doświadczenia, nie ma w zasadzie programu, nie ma struktur, nie ma jeszcze na koncie żadnego realnego sukcesu a i tak przeskakuje wspieranych przez medialną machinę „nieustraszonych budowniczych autostrad”, podpartych masą wskaźników, które z pozoru powinny zapewniać im dożywotnią władzę.

Trzecie miejsce PO, przeskoczenie jej w sondażach przez kukizowców oraz najwyższe deklarowane zaufanie obywateli do Kukiza to kolejny czynnik, który sprawia, że dla PO już nic nie będzie łatwe.  Dotąd jasne było, że PO to nie tylko PO ale także lub przede wszystkim „antyPiS”. Teraz partia rządząca musi zdecydować się, w kogo ma podczas zbliżającej się kampanii uderzać. Bo o ile PiS to wróg odwieczny i znany, inicjatywa Kukiza to nie tylko przeciwnik ale też konkurent w walce o w znacznej części podobny albo i ten sam elektorat.

Nie ma znaczenia czy Kukiz rzeczywiście zepnie się na wybory i zdoła wystawić wiarygodną załogę. PO już teraz musi zacząć przygotowywać się na jesień. Ustalić strategię, zacząć gromadzić kwity…
Dla PiS ostatnie notowania to kolejny po wygranej Dudy prezent od losu. 

Właśnie ze zdumieniem uświadomiłem sobie, że oglądam w „pigułce to, co swego czasu złożyło się na 8-letni okres tkwienia PiS w opozycji.

Trudno wręcz uwierzyć, kiedy słucha się dziś że Prezydent z PO lub nawet cała ta partia to „obciach”. Trudno nie uśmiechnąć się gdy ów kandydat PO przegrywa wybory a z czeluści sztabów i klubów Platformy dochodzą słuchy o tym, że tam już rozglądają się za innymi „inicjatywami politycznymi”, z którymi dałoby się jakoś popłynąć. 

Nie da się zaprzeczyć, że w warunkach ciągle trwającego trzęsienia ziemi trudno odbudowywać. A im dłużej ów stan rozchwiania będzie trwał, tym większa rzesza mających słabsze nerwy zwolenników i funkcjonariuszy partii rządzącej zdąży od niej odpłynąć.

Dlatego właśnie twierdzę, że dla PiS ostatnie notowania to kolejny po wygranej Dudy prezent od losu. Dla mnie zaś, który przetrwałem tyle kolejnych porażek, już sam tylko tydzień karnawału po I turze był wystarczająca rekompensatą za nie. Dalej to już czysty, skondensowany zysk.

Oczywiście jasno trzeba sobie powiedzieć, że tym prezentem jest na razie nadzieja na zwycięstwo a nie zwycięstwo. O nie może być znacznie trudniej niż się dziś zdaje. Owszem, gdyby rzecz miała być rozstrzygana jutro, PO mogłoby się pakować. Ale to jeszcze kilka miesięcy. Prawie tyle, ile Dudzie zajęła droga od mało znanego posła ze śladowym jak na taką batalię poparciem do prezydentury.

Po drugiej stronie jest nie tylko sam przeciwnik ale też to wszystko inne, wiadomo, że już nie tylko „zaprzyjaźnione” ale wręcz zdeterminowane. Kto oglądał wściekliznę TVP Info tuż przed ciszą wyborczą wie o co chodzi. W tej chwili „zaprzyjaźnione” także ogłupiałe i jeszcze przez jakiś czas potrzebujące spokoju by ogarnąć siebie i otaczającą rzeczywistość.
Trudno zgadnąć jak to „ogarnięcie” będzie wyglądało. Czy taki Sobieniowski zostanie z przydziałem do PiS czy może swe umiejętności wykorzysta przeciw Kukizowi.

Kukiz, cokolwiek o nim myśleć i mówić, działa dziś niczym garść soli rzucona „wytrawnym obserwatorom i komentatorom sceny politycznej” prosto w oczy.

W tej chwili nie jest istotne sobą reprezentuje i którą stronę sceny zechce zagospodarować. W mojej ocenie doskonale notowania Kukiza w rankingu zaufania i wyniki jego nieistniejącej przecież partii mają ogromne znaczenie. Przede wszystkim są odpowiedzią na te wszystkie coming out „zawiedzionych wyborców PO”. Oni mają gdzie iść. Oni nie muszą ukrywać kogo popierają. Oni nie muszą zacząć lubić PiS i dzięki temu mogą przestać lubić PO.

czwartek, 28 maja 2015

„Z Platformą do końca, mojego lub jej…”



Trudno orzec, czy szybciej uda się Platformie Obywatelskiej odzyskać równowagę i jakąś tam kontrolę nad sytuacją czy raczej popaść w stan zbliżony do agonii. Tytuł notki nawiązuje do kabotyńskiej wersji ślubowania, jakie Polsce złożył były esbek Franz Maurer, bohater obrazu fabularnego „Psy”, pytany przez komisję weryfikacyjną czy ślubuje je wiernie służyć. „Do końca, swojego lub jej”.

Przy całym cynizmie esbeka, granego przez Bogusława Lindę, jest on o tyle sympatyczny, że bierze jednak pod uwagę oba warianty. Jeśli wierzyć przekazom mediów, niespodziewane zwycięstwo Andrzeja Dudy nad Bronisławem Komorowskim ujawniło w Platformie Obywatelskiej niemałe grono takich, którzy bez wątpienia nie mają zamiaru być z dotychczasową partią jeśli miałby nastąpić jej koniec. Już wczoraj zwracano uwagę na manifestowaną przez wielu polityków PO sympatię do inicjatywy Ryszarda Petru, czymkolwiek miałaby się ona okazać, a dziś dowiedziałem się, że są i tacy w PO, którzy widzieliby się na listach… PiS. To „konserwatywne” skrzydło PO. Którego konserwatyzm w czasie gdy PO była pewna swej siły, polegał na konserwatywnym grzaniu miejsc w bezpiecznych ławach partii rządzącej. I  tych, proszę o wybaczenie ostrości sformułowania, w kontekście dzisiejszej „wolty światopoglądowej” nie można widzieć inaczej jak tylko jako wyjątkowych szmaciarzy.

Trzęsienie ziemi, które nastąpiło po upadku takiego jednego pana, którego w poniedziałek niektórzy przedstawiciele Platformy zdawali się w ogóle nie kojarzyć, nie będzie sprzyjało ratowaniu pozycji partii. Składa się na to kilka czynników.

Pierwszym i najważniejszym jest priorytet ratowania własnych tyłków, przyświecający wielu przyzwyczajonych do komfortu bycia „władzą” i chyba nie za bardzo widzących siebie w innej roli. Oni przewodzą dość destrukcyjnemu nurtowi PO, skupionemu pod jakże rokującym na przyszłość hasłem „No zróbmy coś!”. Ja myślę, że właśnie ta grupa weźmie górę i w kampanii wyborczej będziemy oglądać, jak „robią coś”. Będzie z tym wiele zabawy.

Drugim jest przywództwo PO. Miałem napisać początkowo „kryzys przywództwa” ale on trwa od dawna. Od momentu kiedy władze nad PO oddano w ręce tak miernej osobowości jaką jest Ewa Kopacz. Ten czynnik wpływa i będzie wpływał destrukcyjnie z uwago na to, że przez miesiące pozornie to przywództwo pacyfikowało w PO jakiekolwiek wojny domowe. Ale to, co zdawało się być zbawienne, w istocie jest zabójcze. Naturalny a nie sterowany proces wyłonienia przywódcy mógł odbywać się rozłożony w czasie. Teraz to będzie blitz. A te raczej urodą nie słyną. Jeśli jednak ktoś uzna, że lepiej zostawić panią Ewę, niech od razu szuka posady. Bibliotekarza, listonosza, ja wiem? Czy jest w ogóle ktoś, kto mógłby zając miejsce Kopacz. No jasne. W grę wchodzi oczywiście Schetyna i chyba Sikorski. Pierwszy wariant to dla partii krew, pot i łzy a w perspektywie być może jakaś szansa. Drugi to kabaret. Którego oczywiście życzę PO z całego serca. Są też młodsze wilczki z buławami w tornistrach. Pewnie uderzą i będzie to pozbawione litości.

Niemal pewne skrócenie liczby miejsc w przyszłym Sejmie dla członków PO sprawi, że trup będzie siał się gęsto przy układaniu list. I to niezależnie od tego ilu posłów PO wcześniej zwiąże swe losy z enigmą Petru i ilu ośmieli się rzucić koło ratunkowe PiS. Tu nie przypadkiem użyłem słowa „ośmieli”. Jeśli choć jeden z obecnych posłów PO najdzie się na listach PiS to partia zyska jednego kandydata a straci jednego wyborcę.

Zastanawiam się czy PO okaże się tak żywotne jak SLD po Rywinie. Mam co do tego wątpliwości. Upadająca dziś partia Leszka Millera miała tę wątpliwą przewagę, że jej działacze nie mieli po prostu dokąd iść. Bezideowa masa przez lata przyklejająca się do partii Tuska może iśc wszędzie. Do Petru, do Kukiza a nawet, jak słychać, do partii Kaczyńskiego. Jedynym cementem na dziś jest władza. Gdyby jej zabrakło, nie będzie nic innego.

środa, 27 maja 2015

Postaw na zmianę i olej „zmianę”



Za kolokwializm w tytule nie przepraszam bo i tak łagodnie on opisuje to, co z inicjatywą panów Petru, Frasyniuka i Balcerowicza. Oczywiście wiem, że do szyldów w polityce nie należy przykładać zbytniej wagi ale trudno mi przypomnieć sobie większą od wspomnianej ściemę na naszej scenie politycznej w 25-leciu wolnej Polski. Wiem, ktoś zapyta jaka tam „lewica demokratyczna” pełna pezetpeerowskiego aparatu, jakie prawi i jaka sprawiedliwość skoro Blida, doktor G no i wreszcie jaka obywatelska. Ale w tamtych szyldach był większy lub mniejszy zasób szacunku dla nowych realiów czy też więcej szczerych chęci.

Partia o nazwie „Nowoczesna Polska”, w mojej ocenie dość ordynarnie próbuje skorzystać z boleśnie dla mainstreamu ujawnionego  zapotrzebowania na zmiany i ostentacyjnej kontestacji systemu. I w zasadzie nie miałbym o to pretensji. W końcu w polityce chodzi właśnie o wyczuwanie nastrojów a rozliczanie polityków z tego, czy faktycznie mają takie poglądy jak manifestują dziś jest czymś śmiesznym.

Jednak ustalmy jedno. Kiedy zacząłem pisać o polityce, konsekwentnie domagałem się od politycznych elit poważnego traktowania wyborców czy szerzej, odbiorców ich politycznej oferty. „Więcej finezji” apelowałem widząc na ile pozwalają sobie w jawnej kpinie z ludzi, którzy im zawierzyli i powierzyli swój los i swoją przyszłość. Niestety najczęściej apelowałem na próżno.

Do pana Petru nie apeluję bo na to już za późno. Ekonomista i świeżo upieczony polityk dał już bowiem poznać jak u niego z finezję. 

W zasadzie trudno doszukiwać się tej cechy u kogoś, kto równocześnie buduje formację o nazwie „Nowoczesna Polska” i pokazuje się ostentacyjnie u boku polityka, który jest dla większości obywateli symbolem tego, co właśnie chcą zmienić. Nie da się zaprzeczyć, że stanął Petru u boku Komorowskiego i że (polecę Stasińskim) „cala Polska to widziała”. Stanął, zaliczając przy okazji wpadkę, której urok konkurować może tylko z zalotami w pękniętych portkach.

Po pierwszej debacie, już w ostatnim tygodniu kampanii bodaj w TVN zobaczyłem zbitkę relacji z wydarzeń dnia. Najpierw pokazano pana Petru, który oświadczył, że jest za Komorowskim bo popiera „kandydata, który umie liczyć” a zaraz po tym Bronisława Komorowskiego, który zaczepiony przez dziennikarza informacją „W najnowszym sondażu jest 44 dla Dudy i 40 dla pana” odparł „i jest 17% niezdecydowanych”. Wyszło komicznie. Ale to taki zabawny szczegół bez większego znaczenia. 

Nie traktujmy inicjatywy ani pana Petru jako coś niepoważnego. O nim erudyta Marek Belka z cała pewnością nie powiedziałby, że to klaun.

Myślę, że usilne tworzenie tercetem Petru, Balcerowicz, Frasyniuk analogii z dawnymi „trzema tenorami” już daje nam odpowiedź, że w swoim czasie znajdą się chętni, pieniądze i Hala Olivia. Ponoć rolę tej ostatniej miał grać Stadion Narodowy ale na razie chętnych jest tylko na „Torwar”. Przypomnę też by nie uspokajać się tym, że mamy do czynienia z nieznanym gościem i dwoma zgranymi politykami. Dokładnie tak samo było przed laty, gdy akuszerami PO był mało kojarzony Maciej Płażyński oraz, jak się zdawało, dwaj panowie, którym w polityce „lepiej już było” czyli Tusk i Olechowski. Jedyne, co działa przeciwko temu pomysłowi to zbyt toporne odgrzewanie schematu. 

Ale nie twierdzę, że to pomysł bez szans. Jak widać PO ciągle gromadzi spory elektorat. Przy tych działaniach, jakie ostatnio zapowiada czy podejmuje Platforma już wkrótce może być tak, że na gwałt trzeba będzie „zagospodarowywać” te resztki, które na razie są gotowe wiele ze strony PO wytrzymać. Na dziś, szczególnie przy notowaniach „wirtualu” Kukiza, perspektywy „Nowoczesnej Polski” rysują się tak sobie. Ale widać też że pani Ewa Kopacz i jej gabinet zamierza zrobić wszystko, by wkrótce wyborem lemingów stal się właśnie Petru i Balcerowicz. A to oznacza co najmniej 20%.

Dlatego, doceniając i ostrzegając przez potencjałem twórców (nie koniecznie tych znanych z nazwiska) mam równocześnie nadzieję, że tym razem już nikt nie da się oszukać cwaniakom. No prawie nikt. Idę o zakład że wkrótce Tomasz Karolak zasugeruje nam, byśmy przestali „mękolić” i postawili na „zmianę”. A ja już teraz sugeruję, by olać tak Karolaka jak i taką zmianę.

sobota, 16 maja 2015

Kuba, kupa, Prezydent i godność



Znam (i na swój sposób lubię) jedną osobę, która pokładała nadzieję (być może już ostatnią) na odwrócenie losów wyborów we wtorkowej audycji Jakuba Wojewódzkiego. Audycji, do której wprosił się (jak mówią) i wystąpi (na pewno) Bronisław Komorowski. Wspomniany zwolennik i inspirator tego mojego tekstu swe nadzieję opiera na przekonaniu a raczej podejrzeniu, że Kukiz wygrał swoje 20% właśnie dzięki Wojewódzkiemu. I 2,5 milionom jego widzów.

Myślę, że we wtorek (wtedy emisja) widownia może być jeszcze większa choć wiele raczej nie ma się co spodziewać. Wyciekły relacje z nagrania i jakoś szału nie ma.

Ale nie o to mi teraz chodzi, czy w Polsce wybory dla tego czy tamtego wygrywa Kuba. Bardziej interesuje mnie konsekwencja czy też jej brak u Bronisława Komorowskiego.

Kiedy przed I turą wyborów próbowano namówić obecnego Prezydenta do udziału w  debacie z konkurentami, (akurat wtedy) konsekwentnie  odmawiał, twierdząc, że spotkanie z pozostałymi  kandydatami uchybiłoby powadze urzędu. Wtórowało mu niemal całe jego otoczenie. Bliższe i dalsze.

Nie mam i wtedy też nie miałem pojęcia czemu „pierwszemu obywatelowi” i jego powadze miałoby uchybić spotkanie się z ludźmi, których zaufaniem obdarzyło więcej obywateli, niż stanowi widownia programu Kuby Wojewódzkiego. Mam na myśli podpisy, które musieli przedstawić kandydaci, towarzystwo których stanowi jakiś problem dla powagi czy to urzędu czy samego pana Bronisława Komorowskiego. Tych było koło 3 milionów.

Ja oczywiście wiem i to, że w kryzysowych sytuacjach podejmuje się niestandardowe działania, choćby i przysłowiowe „skoki przez rekina” oraz to, że kampania Komorowskiego jest od początku niespójna więc zarzut niekonsekwencji wobec Prezydenta i jego sztabu jest dziś czymś śmiesznym. I w sumie jako obywatel rozumiejący reguły i mechanizmy demokracji przełknąłbym jakoś to skomlenie o te potencjalne 2,5 miliona głosów z kanapy u Wojewódzkiego. W końcu 2,5 „dużej bańki” piechotą nie chodzi i z żadnego spaceru z panią Jowitą się go nie przywlecze.

Ale trudno mi jakoś machnąć ręką na to wcześniejsze wymachiwanie „powagą urzędu” jako zasłoną przed 10 konkurentami do urzędu i zapomnienie o powadze i godności za cenę zanęcenia fanów Wojewódzkiego. Poprawcie mnie szanowni czytelnicy ale jakoś trudno mi myśleć o godności i powadze kogoś, kto pędzi na kanapę gościa, mającego wcześniej kłopoty z prawem w związku z ksenofobią (ukraińskie sprzątaczki) rasizmem („telefonia buszmenów” dla Gajadura) i wreszcie z biało-czerwoną flagą wkładaną na wizji w (ponoć nieprawdziwe) ekskrementy.

I tak sobie myślę, że na koniec Prezydent powinien porzucić tę swoją niekonsekwencję skutkującą sztywnością i „letniością”. I, ręka w rękę z panem Kubą zwalczyć o te 2,5 miliona pakując w kupę nie tylko biało-czerwoną ale też cała swą powagę i godność wraz z pełnionym urzędem.

ps. Wiem że to kolejny tekst krążący wokół godności Komorowskiego. Ale nadzieją człowieka, który zainspirował mnie do napisania zasługiwała na jakieś upamiętnienie.

środa, 13 maja 2015

Jako wyborca Komorowskiego…



Oczywiście nie byłem, nie jestem i nie mam zamiaru być wyborcą Bronisława Komorowskiego. Nie pytajcie czemu bo na tak łatwe pytania w ogóle nie chce mi się odpowiadać.

Dziś z tego powodu czuję wyjątkowy komfort, że nie muszę bić się z myślami po tym, co stało się 10 maja i co działo się w następnych dniach. Czuję też autentyczny podziw dla tych, którzy bić się z myślami mimo wszystko nie musieli i nie zamierzali pozostając na stanowisku, że Bronisław Komorowski to kandydat najlepszy, najlepiej wykształcony, mający doskonała wizję prezydentury i najprzystojniejszy. Oczywiście to ostatnie to złośliwy żart, przed którym nie potrafiłem się powstrzymać pamiętając jak kiedyś Graś strzelał wazeliną twierdząc, że Tusk ma metr osiemdziesiąt wzrostu. To mój złośliwy żart, na który ta najwierniejsza część zwolenników obecnego prezydenta solidnie zapracowała. Na jednym z portali jedna z „najaktywniejszych komentatorek”(taka miano dostaje się tam już po pierwszym komentarzu czego doświadczyła, jak to zwykło się mówić  w wyższych sferach, moja osoba) na czyjąś uwagę, że miny ludzi w sztabie Komorowskiego 10 maja to był widok bezcenny odparowała, że w twarzach Beaty Szydło i Andrzeja Dudy zobaczyła wtedy „zdumienie i strach”. Nie zmyślam choć zaklinować nie mogę.

Ale zostawmy „zdumienie i strach” w oczach Dudy po wygranej I turze i wróćmy na swoje podwórko. To znaczy na podwórko zwolenników prezydenta Komorowskiego, w którego wyborców mam zamiar na chwilę się wczuć. To nie jest trudne zadanie. To po prostu straszliwa katorga. Gdy trzeba z uśmiechem na ustach przechodzić do porządku nad kolejnymi ruchami ich kandydata. Bo nie ułatwia on im życia i powodów do świetnego samopoczucia nie daje.

Żeby zarysować jakoś ową katorgę nie będę cofał się aż do dnia wyborów i wstępnych prognoz wyników. Skupię się na dniu następnym, którzy Bronisław Komorowski rozpoczął o godzinie 9 rano, ostrym atakiem na pozycje zwolenników Kukiza. Ostrym atakiem nie w znaczeniu uderzenia w nich a raczej zdobycia. 

Krok a w zasadzie skok Komorowskiego w kierunku „elektoratu antysystemowego” był tak gwałtowny, że trudno było sobie wyobrazić, aby nie poszły za nim kolejne koncesje na rzecz ludzi, którzy zawierzyli Kukizowi i zawiedli go blisko politycznego szczytu.

I nagle, gdy pojawiła się z tamtej strony propozycja udziału w debacie, która miałaby bezpośrednią bitwą o tę masę głosów, którą dostał Kukiz i której do zwycięstwa zabrakło i Dudzie i Komorowskiemu, Prezydent oddał pole. Dzisiejszy dzień zacząłem najpierw od zajrzenia na paski kilku telewizji informacyjnych i od wizyty na twitterze by dowiedzieć się czy już Komorowski i jego sztab zaakceptował zaproszenie. I okazuje się, że jeszcze a może w ogóle nie.

I tu wcielę się na chwilę w wyborcę Komorowskiego i zapytam czemu. „Panie Bronisławie Komorowski, skoro powiedział pan takie wielkie AAAAAA! proponując w 5 minut fundamentalną i dość kontrowersyjną zmianę konstytucji, by przekonać kukizowców czemu masz problem by przed nimi stanąć?!”

Tak bym zapytał gdybym był zwolennikiem Komorowskiego. Tak bym też zapytał, jako zwolennik Dudy, gdyby ten postąpił jak postępuje teraz Komorowski. Bo z logicznego punktu widzenia kupy się to, co robi Prezydent i jego otoczenie, nie trzyma.

I tak docieramy do końca mojego bycia wyborcą Komorowskiego. Nie mogę nim być bo oni takich pytań nie stawiają.

Poczytałem komentarze na portalach pod informacjami o propozycji Kukiza. W tych, z których emanuje sympatia do obecnie urzędującego prezydenta. Poniżej próbka zaczerpnięta z Onetu i z NaTemat. Przypomnę, że rzecz dotyczy spotkania kandydatów do prezydentury z obywatelami. Z OBYWATELAMI (takie zapożyczenie z kolegi LChlipa).

Kukizowi odbiło kompletnie. Co on zrobił dla Polski , by bawić się w apostoła wydającego dyspozycje prezydentowi

Kukiz jest już najwyraźniej po ugodzie z prezesem...
„Przecież to ustawka prezesa i Kukiza!
Swoją drogą, jakim cudem antysystemowy Kukiz poszedł na układ z jednoosobowym PiS??
Co mu prezes zaoferował?

A nie pisałem, że Kukiz będzie kandydował po wyborach? Zapewne czuje się nad-prezydentem. Niech Duda debatuje z Kukizem.

Niestety Kukiz jest porąbany a wielu z nas chce grać w tym cyrku.

Komorowski nie ma co liczyć na glosy elektoratu Kukiza, powinien odmówić, niech Duda z nimi rozmawia. Wydaje się, ze Kukiz uwierzył w swoja misje zbawcy Polaków, chyba przecenił swoje możliwości w polityce. Albo jest ukryta przystawka PiSu.
A niech wyrób kaczopodobny promuje Kukiza, niech go Kukiz poprze i Kukiz będzie pozamiatany.

Furiat ,uwierzył w swoją misję zbawcy Polski! Odstawienie gorzały zaszkodziło ,napij się i będzie spokój !

Chłoptasiowi już się kompletnie w główce pokręciło od niedzielnego sukcesu.

I na koniec prawdziwy rodzynek. Ostatnie zdanie wymiata!

A z drugiej strony zwróćcie uwagę na fakt: zaproszenie przez Pawła Kukiza do Lublina, przyszły prezydent odpisuje na Twiterze? "Boże czy ty to widzisz?", aż na język wysuwają się słowa z jakieś polskiej komedii. My jako obywatele szanujmy się! Prezydent to osoba reprezentująca nasz kraj, mająca nie duży wpływ na politykę. Nie sądźmy PO za błędy byłego premiera. Ja na miejscu Pana Bronisława nie jechałbym na żadną debatę. Wręcz przeciwnie sama bym ją zorganizowała.

I na koniec jeszcze jedna uwaga. Wczoraj kolega Starosta Melsztyński zastanawiał się czy Duda jest w stanie wybić się na samodzielność. Szybkość, z jaką Andrzej Duda zareagował na propozycję Pawła Kukiza pokazuje, że decyzje podejmuje samodzielnie. Wczoraj, gdy szedłem spać, ostatnią informacją, usłyszaną w sprawie udziału Bronisława Komorowskiego w zaproponowanej przez Kukiza była wiadomość, że „sztab Pawła Kukiza jest  w tej sprawie w kontakcie ze sztabem Prezydenta”