Nie, nie mam zamiaru odtwarzać w tym
tekście krok po kroku kolejnych „zadań egzaminacyjnych” owego „państwa”, które, nota bene, uosabiane
było wówczas przez konkretne osoby, mające bardzo znane nazwiska. Przez lata od przyjmujących bezkrytycznie
zawartą w tytule tezę zdołałem się dowiedzieć, że „państwo” zdali egzamin bo najpierw nie zaczęli biegać w koło
z mętnym wzrokiem krzycząc „O Boże! O Boże!” a następnie wykazali się
mistrzowskimi predyspozycjami przedsiębiorców pogrzebowych organizując prawie
100 pogrzebów. Podziwiam naprawdę ten minimalizm oczekiwań.
Podziwiam szczególnie w odniesieniu
do naszej obecnej „Głowy Państwa”, której nie zapomnę wywiadu z tamtego okresu.
Wynikało z niego, że największym problemem tamtego dnia był wybór garnituru, w
którym miał się pan Komorowski w ową „Głowę Państwa” przeistoczyć.
Po latach, gdy w sposób naturalny słabnie
tam dyscyplina „państwa”, utrzymywana wtedy ponoć drogą sms-ową, można sądzić,
że na korzyść uosabiających „państwo” świadczą już tylko umiejętności grabarzy.
Wczoraj czy też przedwczoraj, bodaj w
TVN-ie w kwestii zachowania zimnej krwi przez „państwo”, chcący czy nie,
wyłamał się pan Paweł Zalewski. Indagowany w sprawie przyjęcia w 2010 r. załącznika
do konwencji chicagowskiej jako normy regulującej śledztwo wyjaśniał, w jakim
stanie był wówczas Donald Tusk, który za przyjęcie owego załącznika odpowiada.
Nie twierdzę, że to on podejmował decyzję. Wszak pan Zalewski sugeruje, że jego
stan bliższy był wspomnianemu bieganiu w koło z mętnym wzrokiem krzycząc „O
Boże! O Boże!” W tym samym klimacie utrzymane były wcześniejsze tłumaczenia
pani Kopacz, która po powrocie z Rosji nawygadywała tyle bredni, że tylko „odmiennym
stanem świadomości” podczas rozmów z „gospodarzami” w Moskwie mogła je później
wytłumaczyć.
Zatem mit o tym, że „państwo” wtedy
zachowało zdolność działania broni się jedynie za sprawą Komorowskiego, który
na wieść o oczywistej dekapitacji państwa, spokojnie wstał, i poszedł do szafy
wybierać garnitur.
Jednak wbrew przekonaniu, to nie
zachowanie Tuska w konfrontacji ze śmiercią i z Putinem, ani troska Kopacz w
Moskwie, by rodziny zmarłych fajnie napisały o niej na „fejsie” okazało się najważniejszym
elementem tego egzaminu, przed którym „państwo” Tusk, Kopacz, Komorowski stanęło.
11 kwietnia 2010 r. sam zobaczyłem kawałek
Polski którą Smoleńsk posklejał w jedną całość. „Tego nie da się spieprzyć”
pomyślałem wtedy stojąc przed pałacem na Krakowskim, oczywiście słowami stosownymi
do sytuacji. Okazało się, że da się. I to jest zasadnicza część egzaminu,
którego „państwo” nie zdało.
Tak przy okazji przyznam, że wtedy, w
kwietniu 2010 r. egzaminu nie zdała moja wyobraźnia. Kiedy pomyślałem, że „Tego
nie da się spieprzyć” po prostu przez myśl mi nie przeszło, że ktoś w ogóle
mógłby chcieć.
A to chyba był już ten moment, gdy
dla niektórych najistotniejsze było „pozostaje ustalić kto ich do tego skłonił”.
Myślę, że po pięciu latach ciągle
ustalamy. To znaczy „państwo” ustala. Z dość mizernym skutkiem.
Pięć lat od Smoleńska i od momentu,
gdy Bronisław Komorowski stanął przed dylematem wyboru odpowiedniego garnituru,
po ośmiu latach sprawowania władzy przez najlepszą z partii mamy dwie Polski.
Podzielone niemal w połowie.
A w tym wszystkim nasza „Głowa Państwa”,
która z tego podziału, po 8 latach udziału w rządach robi motyw swej kampanii i
swój największy atut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz