Nie twierdzę, że wojna będzie. Że nie
będzie też nie twierdzę. Kto tam wie… Tak mnie naszło po prostu, że kiedy
Berlin i Moskwa w sprawie Warszawy zaczynają mieć odmienne zdanie, kończy to
się najczęściej krwawą łaźnią na polach Flandrii.
To taki, jak mi się przynajmniej
zdało na początku, imponujący wstęp do ostatniej prawdopodobnej rozgrywki
Berlina i Moskwy o wpływy w Warszawie a może wręcz o kontrole nad nią. Napisałem
„prawdopodobnej” bo jednak jest możliwe, że nagłe po tylu latach
zainteresowanie niemieckich mediów Smoleńskiem i kolejny nagły przebłysk
geniuszu prokuratorów wojskowych zdumiewająco połączony z kolejnym przebłyskiem
ich kompletnej amatorszczyzny przy zabezpieczaniu poufnych materiałów śledztwa
to czysty przypadek. Ja takiego przypadku nie wykluczam. Ba! Nawet uważam, że
nikt nie jest tak podatny na skutki mniejszych lub większych przypadków niż my,
mieszkańcy kraju nad Wisłą.
Nic jednak nie szkodzi porozważać ów brak
jedności Moskwy i Berlina. To zawsze jest ciekawe. Nawet teoretycznie.
Załóżmy więc, co zresztą niektórzy czynią,
że ów Jurgen Roth to żaden tam freelancer pędzący w poszukiwaniu gorących
tematów tylko jakiś „śpioch” na usługach BND. Załóżmy także, co także niektórym
przyszło na myśl, że „nowe stenogramy” to nie efekt cudownego objawienia
doznanego przez prokuratorów w sprawie częstotliwości i kiloherców tylko efekt
sygnału ze wschodu. Nie mówię, ze zmowy. Ot po prostu ktoś stamtąd zasugerował „a
może spróbujemy nie przy 11 kHZ tylko 90, co chłopaki?”
Tego wykluczyć nie można tak samo jak
tego rozważanego wcześniej przypadku.
Gdyby faktycznie tak było, że się nam
w okolicy okrągłej rocznicy zderzyły koncepty BND i FSB by spróbować zagrać nam
na smoleńską melodię, wnioski z tego byłyby ciekawe, oczywiste i w dodatku
idące wyraźnie pod prąd powszechnym przekonaniom. No może nie „powszechnym przekonaniom”
tylko raczej „wersji oficjalnej”.
Ta zaś, mówiąc bardzo skrótowo, jest
taka, że na „moskiewskich dudach” gra raczej opozycja zaś partia rządząca raczej
woli „berlińskie kuranty”. Że PiS działa
w interesie Moskwy a PO przy „Andżeli” stoi i stać będzie.
Gdyby jednak przyjąć, że mamy do
czynienia z grami wywiadów, musielibyśmy także przyjąć, że się w Berlinie i w „stolicy
krasnolicych Azjatów” wektory musiały poodwracać.
Przeciek w sprawie lotu do Smoleńska,
bez względu na to, jak został odebrany, stanowił bez wątpienia uderzenie w PiS
i ordynarną próbę sprowokowania opozycji do działań, które w okresie wyborczym
mogły zmniejszyć jej szanse na odebranie władzy obecnemu układowi. Zatem jeśli intrygę
napisano „innym alfabetem” twierdzenie, że najlepszym obrońcą interesu Moskwy
jest Jarosław Kaczyński nie trzyma się kupy już na tak ogólnym poziomie
rozważań. Jeśli Moskwie zależałoby na destabilizacji sytuacji w Polsce,
logicznym jest, że powinna mocno stawiać na JK i jego partię. Przynajmniej z
punktu widzenia tych, którzy o tych „moskiewskich dudach” majaczą.
Z kolei nagłe zainteresowanie
ewentualnym zamachem w Smoleńsku, objawione ostatnio nad Renem i Łabą z całą
pewnością nie służy wzmocnieniu rządzącej obecnie Platformy Obywatelskiej.
Jeśli jest efektem działań niemieckiego wywiadu znaczy, że Berlin z jakichś powodów
przestał być zadowolony z naszych „proeuropejczyków”.
I tu nasuwa się czy wręcz narzuca
pytanie o co chodzi, czy o co by chodziło, gdyby to faktycznie było FSB i BND?
Odpowiedzi może być mnóstwo. Z czego większość
rzecz jasna nie do odgadnięcia.
Ta, którą da się wysnuć na podstawie
percepcji kogoś, kto blisko jakiegoś wywiadu nawet nie stał jest taka, że
dalsza gra Berlina na PO byłaby groźna. Ile
by nie wciskać kitu za pośrednictwem TVN czy GieWu, po jego zeskrobaniu widać
wyraźnie, że lepszego sojusznika od obecnych ludzi władzy w Warszawie Moskwa
raczej mieć nie będzie. A dziś raczej nie już się da być zarazem „człowiekiem Moskwy w Warszawie” i
brylować na salonach zjednoczonej Europy. Taka sytuacja…
I to właśnie powód do snucia takich
wizji, jaka mi się w tytule pojawiła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz