środa, 29 czerwca 2011

Wariat Kaczyński czyli sędziowie i terapeuci

Ja się dziwię. Właściwie całej tej sprawie w całej niezliczonej mnogości jej aspektów. Najbardziej zaś dziwię się oburzeniu, które wywołała decyzja pana sędziego Jabłońskiego. Nie, żebym uważał ja za słuszną. Powody są nieco inne. Samemu panu Sędziemu też się zresztą dziwię ale akurat nie z powodów, którymi zadziwił on innych.

Prawdę mówiąc nie mam pojęcia czy mi tekst uda się sklecić sensownie bo w tym gąszczu wątków zgubić się nie tak trudno.

Zacznę od tego zaskoczenia a nawet oburzenia, które decyzja sędziego wzbudziła nawet u osób, które sympatią do Kaczyńskiego nie pałały i wcale się z tym nie kryły. Powiem szczerze, że ich (szczególnie zaś dziennikarzy) reakcja na postanowienie sądu jest dla mnie dowodem ich hipokryzji i aktorstwa albo też braku profesjonalizmu. Oni nie tylko nie powinni się dziwić ale wręcz ze zrozumieniem kiwać głowami. Jeśli bowiem prześledzić publiczne wyjaśnienia przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości, wygłoszone po tym, co sędzia Jabłoński zdecydował, jednym ze źródeł, które skłoniły sędziego do takiego kroku były materiały prasowe. I tu chciałbym zauważyć, że jeśli sędzia Jabłoński aż tak poważnie traktuje to, co wyczyta w gazetach, to jego działanie nosi znamiona nieracjonalnego gospodarowania środkami publicznymi albo też świadczy o tym, że niezbyt skrupulatnie albo wręcz niechlujnie przeprowadził prasówkę na temat umysłowej fiksacji Jarosława Kaczyńskiego. I w efekcie, zamierzając powołać biegłych, którzy zbadaliby stan zdrowia psychicznego prezesa PiS, naraził państwo na absolutnie niepotrzebny wydatek. A dziennikarze i politycy mu wcale nie pomagają. Tylko oburzają się bez dania racji!

Nie wiem czy pan sędzia Jabłoński zapoznał się był z szalenie istotną dla tej konkretnej sprawy, opublikowaną w pierwszej dekadzie kwietnia tego roku w „PlusMinus”, sobotnim dodatku do „Rzeczpospolitej” rozmową Roberta Mazurka z Jackiem Żakowskim. Jeśli nie to gruuuuby błąd, Panie Sędzio! Jeśli tak to… w sumie jeszcze większy! Świadczący o ewidentnym zaniechaniu! W rozmowie tej panowie sporo miejsca poświęcili stanowi intelektualnemu, emocjonalnemu i ogólnie psychicznemu braci Kaczyńskich. Rzecz nie skończyła się jednak na subiektywnych odczuciach. W pewnym momencie dialog panów mazurka i Żakowskiego przybrał taka oto postać:

Porozmawiajmy o Jarosławie Kaczyńskim. Co jest w nim takiego, że wywołuje pański żywiołowy sprzeciw?

A ile ma pan czasu? (śmiech) Streszczając to do jednego akapitu, musiałbym powiedzieć, że mentalność polityczna Kaczyńskiego i jego obozu zbudowana jest na lękowej strukturze osobowości, która powoduje, że wszędzie widzi on zagrożenia, a nie szanse, dostrzega wrogów, a nie partnerów, co prowadzi do nasilenia konfliktów, zamiast do szukania korzyści ze współpracy. Gdy taką logiką kieruje się władza, jest to fundamentalnie niebezpieczne dla państwa. Taka osobowość wymaga terapii.

Pan się na tym zna?

W ograniczonym zakresie, ale czytałem ekspertyzy na ten temat.(podkreślenie moje)

Dotyczące Kaczyńskiego?

Tak.

I dalej:

Dlatego w ramach tej odpowiedzialności za słowo w pańskim programie rozwijaliście tezę o szaleństwie Kaczyńskiego. Tylko że na to też dowodów brak!

Są widoczne objawy.

Wiem, że te fragmenty były już cytowane i szeroko komentowane. Czemu do nich wracam? Bo dziwię się, że teraz, gdy stan zdrowia Jarosława Kaczyńskiego stał się sprawa na absolutnym topie naszych problemów dnia obecnego nikt nie wykazuje choćby śladowej dociekliwości. Dziwię się, że nikt, pies z kulawa nogą nawet, nie kiwnął nawet palcem, by dotrzeć do nich i upublicznić przed narodem wspomniane przez pana Żakowskiego „ekspertyzy”, z których wynika, że Kaczyńskiemu potrzebna jest terapia. No i przy okazji nazwiska ich autorów- mistrzów świata w zdalnej diagnozie. Dziwi mnie poniechanie tak istotnego dla sprawy materiału bo przecież to chyba nie jest czymś zbyt trudnym zdobycie go w kraju, w którym „dziennikarze śledczy” swobodnie „docierają” do najtajniejszych nawet materiałów często niemal w chwili, gdy te dopiero powstają.

Ma też owa wstrzemięźliwość jeszcze i inny wymiar. Taki oto, że pan sędzia Jabłoński, mając w garści wspomniane przez Żakowskiego „ekspertyzy” mógłby zaoszczędzić jakąś tam część pieniędzy ledwie wiążącego koniec z końcem państwa, które to grosze wyda teraz, chyba niepotrzebnie, na ekspertów czy tam biegłych. Bo czy mogą być lepsi „eksperci” od tych, którzy potrafią stawiać diagnozę bez najmniejszego kontaktu z pacjentem? Lepszych „ekspertów” pan sędzia Jabłoński raczej nie znajdzie! A oni całą robotę już przecież odwalili o czym zaświadczał publicznie pan Żakowski. Szkoda tylko, że nie po nazwiskach. Przez co naród nie może swego zachwytu okazywać w sposób jakoś ukierunkowany.

* Źródło (płatne!):http://www.rp.pl/artykul/639871.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz