Czytam waśnie informacje, która jakoś tam ponoć zahacza o sprawę odebrania śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej prokuratorowi Markowi Pasionkowi. Ta konkretnie informacja dotyczy „ujawnienia osobie nieuprawnionej informacji stanowiącej tajemnicę służbową oraz rozpowszechniania publicznego wiadomości pochodzących z postępowania przygotowawczego bez wymaganego zezwolenia, zanim zostały ujawnione w postępowaniu sądowym.”
Przypomina mi się sprawa, z którą sam zwróciłem się jakiś czas temu do prokuratury. Chodziło o publikację w „Wyborczej” materiału, w którym autor, Wojciech Czuchnowski, powoływał się a wręcz chwalił swobodnym dostępem do wyjątkowo wrażliwych materiałów śledztwa objętych jego tajemnicą. Odpowiedź, która wtedy otrzymałem, zaprezentowałem.
Uderza podobieństwo obu spraw. Nie, wcale nie chodzi mi jakoś szczególnie o przedmiot sprawy, choć nie przeczę, dla całej sprawy ma on znaczenie największe. Do tego więc jeszcze wrócimy.
Zdecydowanie bardziej uderza mnie podana w materiale i zacytowanym tam fragmencie oświadczenia rzecznika prokuratury wojskowej konkluzja. Wychodzi na to bowiem, że zostało przeprowadzone śledztwo wewnętrzne, które wykazało całkowita niewinność i czystość wojskowego pionu śledczego. W tym przypadku wina leży po stronie jakiegoś „kreta”, którym był „prokurator wojskowy niebędący oficerem”. Duma mnie rozpiera wręcz, że nawet jak coś parszywego dzieje się w organie bez dwóch zdań wojskowym, to musi maczać w tym palce ktoś „nie będący oficerem”. W tamtej sprawie, o której kiedyś pisałem, w odpowiedzi napisano mi, że „ustalono bez wątpliwości”, iż prokuratura wojskowa jest czysta. I tak dokładnie, jak w tym przypadku, sprawę skierowano do cywilnej Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście.
Ja oczywiście przekonany nie jestem. I wcale nie dlatego, że jakoś szczególnie uprzedziłem się do wojskowych prokuratorów. Do każdego byłbym się ustawiał ostrożnie, kto w swojej własnej sprawie cokolwiek ustaliłby „bez wątpliwości”.
W całej tej paraleli między sprawą ujawnioną dzisiaj i ta, z która ja się dobijałem uderzają dwie rzeczy. Pierwsza to ta, że ze śledztwa cieknie jak cholera a wydaje się, że panów prokuratorów w mundurach nie opuszcza dobry nastrój. I poczucie świetnie spełnianego obowiązku. Zamknięte w lakonicznym komunikacie pana rzecznika. Druga, będąca niewątpliwie źródłem tego świetnego nastroju panów prokuratorów to przyjęta taktyka „to nie ja, to kolega”.
Zastanawiam się czy faktycznie sprawa przypadkiem nie wygląda tak, że panów z prokuratury wojskowej są w stanie poruszyć tylko te przypadki, w których faktycznie przewinął się jakiś nie odziany w uniform kozioł ofiarny. Wszak na dobrą sprawę, biorąc pod uwagę strumień prawdziwych i wydumanych przecieków z tego śledztwa, już dawno powinno się ono w całości niemal przeistoczyć w śledztwo wewnętrzne dotyczące ochrony tajemnicy śledztwa. Zbyt wiele osób w ostatnim czasie sugeruje, że „zna wszystkie detale sprawy”.
http://wiadomosci.onet.pl/raporty/katastrofa-smolenska/w-sledztwie-ws-katastrofy-tu-154-ujawniono-tajemni,1,4415268,wiadomosc.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz