Dość mocno jestem zdziwiony (ale nie wykluczam, że wina leży po mojej stronie i wynika z lekkiego rozluźnienia moich kontaktów z salonem24), że na okoliczność wizyty w Salonie24 pana Leszka Millera Igor Janke nie zażyczył sobie wsparcia z naszej strony w przygotowaniu jakiegoś zacnego zestawu pytań do gościa. Nie mnie zgadywać, czemu tym razem postanowił wziąć wyłącznie na własne barki ciężar rozmowy z tą arcyciekawą postacią. Określenie „arcyciekawa” w tym konkretnym przypadku to żadna kpina. Przyznaję się do ambiwalencji w ocenie Leszka Millera, którego uważam jednocześnie za człowieka zasługującego jak mało kto w naszej polityce na obraźliwy epitet sukin…, ale też za jednego z najlepszych jeśli nie najlepszego z dotychczasowych premierów III RP. Nie będę tłumaczył czemu tak uważam bo nie po to piszę. Piszę z nadzieja, że jakimś tam rzutem na taśmę zdołam rzucić się w oczy szefowi Salonu24 i w moim imieniu zechce on podrążyć pana Millera na okoliczność konkretnej sprawy i panamillerowego w niej stanowiska.
Chodzi mi o głośną nie tak dawno wypowiedź Leszka Millera dla jednej z rosyjskich gazet, w której obciążył on „lwią częścią winy” za katastrofę w Smoleńsku stronę polską.
„Pytany przez "Rz", dlaczego przesądził o winie Polaków przed opublikowaniem polskiego raportu w sprawie katastrofy, Miller odpowiada, że raport raczej nie zmieni jego opinii. – Możemy mówić, że winni są Ruscy, ale taka postawa doprowadzi jedynie do tego, że nie wyciągniemy wniosków z katastrofy smoleńskiej, tak jak nie wyciągnięto wniosków po Mirosławcu (katastrofa CASY – red.), i za jakiś czas dojdzie do kolejnego nieszczęścia – przekonuje.”*
Wypowiedź Millera, szczególnie zaś ów passus „Możemy mówić, że winni są Ruscy, ale taka postawa doprowadzi jedynie do tego, że […] za jakiś czas dojdzie do kolejnego nieszczęścia”, przypomniała mi się natychmiast, gdy czytałem o katastrofie TU 134 pod Pietrozawodskiem, w której śmierć poniosło 44 osoby. Jak deja vu wraca nagle sprawa oświetlenia pasa, zerwana linia energetyczna, błąd pilotów, usprawiedliwienia obsługi lotniska oraz gorące wręcz twierdzenia ekspertów, że był to błąd pilotów, którzy „powinni odejść na drugi krąg”.
Jedyna różnica jest taka, że w tym przypadku nie mieliśmy zamieszanych żadnych Polaków, którzy poprzednio odpowiadali za „niedociągnięcia, niedoróbki i wręcz przestępcze niedbalstwo” od których „aż można dostać zawrotu głowy”.
Proszę więc pana Igora, by zapytał dzisiejszego gościa, czy przypadek z Pietrozawodska nie wywołuje w panu Millerze jakiejś refleksji na temat pewnych stwierdzeń z tamtej jego wypowiedzi, uznanej przez niego „lwiej części winy” i zwyczaju kategoryzowania przez pana Millera opinii przed upublicznieniem istotnych ustaleń upoważnionych instytucji?
Jeśli pan Leszek Miller postanowi twardo pozostać (co mnie nie zdziwi) przy swoim poprzednim stanowisku i przekonaniu, że katastrofa zdarzyła się z uwagi na panujący w naszych strukturach państwowych koszmarny burdel oraz na to, że z niewiadomych (choć akurat pan Miller zapewne wie…) powodów dowódca polskiego statku powietrznego oszalał i nagle popełnił coś w rodzaju zbiorowego samobójstwa, proszę pana Igora o pytanie następne.
Czy pan Miller sądzi, że w rosyjskiej przestrzeni powietrznej unosi się coś takiego (nie, wcale nie mam na myśli helu na przykład…) co sprawia, iż mający niemałe doświadczenie w lataniu piloci nagle głupieją powtarzając ten sam, od początku do końca absurdalny scenariusz, w którym bez zgody obsługi lotniska, w fatalnych warunkach atmosferycznych, załoga samolotu pikuje na najbliższą linię przesyłową odcinając zasilenie okolicy po czym rozbija się na podejściu do pasa nie zważając na nieludzkie wysiłki obsługi pragnącej wyekspediować aeroplan na drugi albo i trzeci krąg?
I na koniec pytanie, o zadanie którego nawet nie będę pana Igora prosił. Choć bez niego to, co napisałem nie byłoby kompletne. Pytanie o to mianowicie, czy zdaniem pana Millera tragedia z Pietrozawodska dla odmiany czegoś nauczyła i jego, Leszka Millera. A powinna skoro tak mocno w tej swojej poprzedniej, druzgocącej dla instytucji i konkretnych osób opinii akcentował „aspekt edukacyjny” katastrof lotniczych. Bo może my, Polacy po Mirosławcu nie nauczyliśmy się niczego i sprawiliśmy sobie Smoleńsk. Zapewne ze Smoleńska nie wyciągnęli wniosków Rosjanie i mają teraz Pietrozawodsk. No a pan Miller? Czy czegoś się nauczył czy faktycznie pozostaje ze świadomością, że polski burdel i rosyjskie powietrze to po prostu mieszanka zabójcza. Taka, że aż „można dostać zawrotu głowy” i rozwalić siebie i dziesiątki powierzonych swojej pieczy osób.
* http://www.rp.pl/artykul/15,659061_Miller__rzad_chce_sprzedac_Rosjanom_Lotos.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz