piątek, 16 grudnia 2011

Posłowie – znowu u siebie (?) (idą pancry na „Wujek”)

We wszystkich dyskusjach o „stanie” najbardziej irytujące są momenty, w których odwieczni albo świeżo objawieni apologeci naszego „bohatera narodowego”, co to by strzelał i strzelał…, argumentują „ja nie wiem co by było jakby nie wprowadził ale…” Irytujące bo żaden z tych, co się muszą albo chcą wdawać w takie potyczki, nie potrafi jakoś zamknąć sprawy krótkim i konkretnym „to może najpierw się pan/pani dowie i dopiero wtedy poruszy ten wątek. Teraz proponuję o tym, co wiemy…”
Właśnie o to chodzi. O to, co wiemy.

Dlatego właśnie takie znaczenie ma tekst lestata. Poza oczywistą i nie dającą się zmierzyć wagą bólu jego i jego bliskich jest takim małym kamyczkiem wrzuconym w tę machinę kłamstw i bezczelności. Bo zmusiłby, gdyby miał jeszcze większą szansę przebicia się do powszechnej opinii, ludzi pokroju choćby Lityńskiego, perorującego dziś z pozycji gościa upadłego bezpiecznie nawet nie na cztery ale na sześć łap o "patriotyzmie" bandziora, do obrony tezy, że gdyby nie ten kamień u szyi i portowy kanał, to by weszli. Że gdyby na Jezuickiej nie zatłuczono nastolatka ale nadal by on chodził po ziemi, weszli by. Gdyby nie kazano zatrzeć śladów, weszliby. Że trzeba było bić, zastraszać, że konieczni byli „nieznani sprawcy”, bo inaczej by weszliby.

Gdyby sprawę zamknąć tylko nocą 13 grudnia tamtego roku, pewnie można by deliberować czy owa pokraczna konstrukcja znana pod nazwą „mniejszego zła” faktycznie nie była uzasadniona. Oddać się weryfikacji zachowanych dowodów i na zimno stwierdzić, że nie. Że nic tego nie potwierdza.

W oparciu o to co wiemy (choć nie wszyscy, o to starannie zadbano) żadne grzebanie nie jest konieczne.

Z zapiekłości, furii i okrucieństwa, które wyłaniają się z tych przypadków, przypisanych przez naszą „sprawiedliwą ojczyznę” „nieznanym sprawcom” wyłania się obraz diametralnie niezgodny z wizerunkiem „wspaniałego i zdeterminowanego patrioty”, który zrobił tylko to, co musiał i zrobił to genialnie. Tak, tak się pisze o nim.

A jeśli się tak pisze to faktycznie trzeba uznać, co napisałem wcześniej, że trzeba było zatłuc lestatowi ojca, zatłuc Przemyka i innych. A jeśli nie trzeba było to znaczy, że to był taki dodatek. Wynikający po prostu z charakteru „wodza” i jego zgrai. Z tego, że to nie byli żadni patrioci. Jeśli już to raczej psychopaci.
Ktoś mógłby oczywiście polecieć odwiecznym argumentem wszystkich czerwonych bandytów, że „nie wiedział”, że to było „przeciw niemu”. Tylko czemu jakoś tych, którzy byli „przeciw niemu” w tej formie nie ścigał równie surowo jak innych, którzy byli mu przeciwni w sposób "mniej inwazyjny"?

Ale to tam chuj! Tylko tak mogę odnieść się do procesów myślowych i charakteru oberbandyty. Mnie fascynują goście w rodzaju Lityńskiego czy Kuczyńskiego. Którzy z taką determinacją podważają teraz (a pewnie i wcześniej przy okazji kolejnych 13 grudnia) cały swój mandat do tego, by ich darzyć jakimkolwiek szacunkiem. Przecież on się bierze z tego, że wtedy byli po „właściwej” stronie. Teraz zaś robią wszystko, by problem usytuowania strony „właściwej” trudniej było rozwiązać.
Wczoraj minęło 30 lat od momentu gdy w ówczesnym „Manifeście” nasz „patriota”- psychopata zdecydował się „powstrzymywać ruskich” za pomocą ostrej amunicji. Dziś mija tyleż lat od chwili, gdy zdecydował się w tym samym celu zabić… 30 lat temu poszły pancry na „Wujek”.

Przyszli nocą w uśpiony dom
Zabierali nas chyłkiem jak zbóje
Drzwi zamknięte otwierał łom
Idą, idą pancry na "Wujek"

[…]
Kilof, łańcuch ściska nasza dłoń
Wózków szereg bieg czołgów wstrzymuje
Już milicja repetuje broń
Idą, idą pancry na "Wujek"

Płoną znicze ku zabitych chwale
Ale zgasła nadzieja na potem
Gdzie twe czyste ręce generale?
Zawracają pancry z powrotem
(Maciej Bieniasz)

Ale to nie jedyny powód by się dziwić i oburzać. napisałem w tytule „u siebie” ze znakiem zapytania. Napisałem z dwóch powodów. Pierwszy odnosi się jak najbardziej do rocznicy a właściwie do tego, jak moje „państwo” specyficznie się w nie włączyło. Trudno nie zauważyć a właściwie zauważyć ten udział w wymiarze pasującym i do charakteru rocznicy i do tego, że ona taka „okrągła”. Gdyby wskazać coś, co było największym i najbardziej widocznym wkładem „państwa” w obchody, byłyby nim te barierki, którymi opancerzono willę na Ikara i te kordony, które jakoś się z „rekonstrukcją historyczną” musiały (!) skojarzyć. I jak się to widzi, trudno nie pytać „gdzie ja jestem?!”

***

Drugi, taki osobisty powód tego znaku zapytania… U „siebie” byłem u Igora Janke.

***
Miałem napisać wczoraj, tak bardziej na gorąco ale mała rzecz nieco wybiła mnie z równowagi. Dopiero teraz widzę, że jakoś tam symboliczna. Byłem wczoraj „w delegacji służbowej” w Warszawie. Przy okazji zawiozłem do „Amicusa” prezenty dla Piotrusia więc nawet nie było to uciążliwe, że cała wyprawa była mało sensowna. Gdy szedłem Mazowiecką w miejsce, będące zasadniczym celem mojego wyjazdu, zobaczyłem dość wstrząsającą scenę. najpierw sądziłem, ze to takie, dość jednoznaczne ptasie figle więc zamierzałem obejść miejsce szerszym łukiem by nie przeszkadzać. Ale zauważyłem, że to wygląda zbyt brutalnie. okazało się, że to wrona usiłuje zadziobać takie trochę już wyrośnięte gołębie pisklę, wciśnięte w kąt przy koszu na śmieci. raz za razem waliła dziobem w głowę pisklaka. Przepędziłem ją ale usiadła na gzymsie w pobliżu czekając aż sobie pójdę by sprawę zakończyć. Wziąłem więc zamroczonego pisklaka, który od razu zacisnął pazurki na moim palcu. Wziąłem i… zacząłem się zastanawiać co dalej. Byłem nie u siebie, tuż przed oficjalną imprezą w szykownym miejscu, do którego nie mogłem paradować z poszarpanym „latającym szczurem”. Przemaszerowałem tak kawałek miasta i… Musiałem zostawić pisklę. W takim miejscu, w którym żadna wrona nie mogła go zauważyć ale, prawdę mówiąc, z niewielkimi szansami na przeżycie. I tak to teraz za mną łazi…

1 komentarz:

  1. Akurat mam masę spraw. Z jednej strony cieszy mnie to; powróciłam jakby na dawne ...torykoleiny, aktywność, choć dość nerwowa, zaczyna przypominać tę sprzed kilku lat...
    z drugiej akurat popsuty net, trzydziesta rocznica.

    Poza wszystkim ... zresztą wiadomo. Wroniec to eufemizm.

    Pisklę nie wiadomo, czy przeżyje, ale przynajmniej nie zostanie rozdziobane.

    Najserdeczniej...

    OdpowiedzUsuń