wtorek, 13 września 2011

Platforma z perspektywy Biłgoraja

Rzecz znam wyłącznie z ręki drugiej choć nie byle jakiej bo RAZ-a samego.* Chodzi o autobiograficzną opowieść biłgorajskiego pajaca na temat jego pobywania w Platformie i z Platformą. Dla Ziemkiewicza to przejaw narcyzmu a ocena ta wynika z faktu, że, jak wskazuje recenzent, jedyną postacią pozytywną we wspomnianym „ruchu obywatelskim” jest nie kto inny tylko ów clown z Lubelszczyzny.

Ja to widzę inaczej. Jeśli jest tak, jak to RAZ przedstawia, mamy do czynienia z książką demaskatorską i zarazem wyjątkowo samokrytyczną. Postacie przedstawione tam (przynajmniej te wymienione w cytowanych fragmentach recenzji Ziemkiewicza) to zaiste osobliwości charakteropatyczne, których w życiu, dajmy na to w ciemnej ulicy spotkać nikt by zapewne nie chciał. Ludzie o skłonności do alkoholu, mizogini okazujący to bez samokontroli. Słowem coś na kształt towarzyskiego „rynsztoka” tak chętnie umieszczanego w modnych ostatnio powieściach retro takich autorów jak Marek Krajewski czy Konrad T. Lewandowski. Tyle, że tamto to literatura. Ci, którzy w tym opisanym „rynsztoku” się taplają, robią to bo im autor takie role przydzielił.

Nasz biłgorajski trefnić zawsze uchodził za króla życia. Z kogoś, kto obracał się w towarzystwie, które sam sobie wybierał. który robił to, co jemu pasowało. To nie los więc cisnął go w ramiona ludzi, o których teraz tak szczerze i tak niepochlebnie pisze. Wybrał ich świadom z kim się wiąże.

Nie wiem czy wyjaśnił był błazen co, jakaż to siła której nie był w stanie się chyba oprzeć, pchnęła go ku tym, jak teraz ich pokazuje, typom na pograniczu czy to idiotyzmu czy to degeneracji. Jeśli sam dokonał takiego wyboru to wniosek z tego taki, że najwidoczniej lubi podobne klimaty.

I lubi też, jak widać, od czasu do czasu, jak to w podobnym środowisku się mawia, „podp*****lić kumpli”. Robi to zamaszyście i bez skrępowania.

Oczywiście można dziwić się z tego ekshibicjonizmu „wschodzącej siły politycznej” naszej polityki. Słabości, która przecież nijak nie pasuje do tej pozy „jedynego sprawiedliwego i normalnego” w polityce. Bo czy ktoś normalny przyznałby się sam z siebie, ze tyle lat tak świetnie czuł się w towarzystwie takiej menażerii jak ta, która tak barwnie opisał?

Ja myślę, że to kwestia specyficznych upodobań. Przypomina mi się czytane niegdyś wyznanie Urbana, który w jakimś wywiadzie opowiedział radośnie anegdotkę ze swoim udziałem. Będąc w jakimś towarzystwie, które podczas wiejskiej wycieczki wpadło na pomysł upamiętnienia tego faktu na kliszy dostał specjalne zadanie. Ktoś, kto miał pomysł, by w gronie umieszczonym na fotografii znalazła się też wypożyczona od jakiegoś gospodarza czy nawet zakupiona w celu konsumpcyjnym świnka, zleciła Urbanowi, by wspomógł zwierzę w trudnej dla niektórych sztuce cierpliwego oczekiwania aż „ptaszek zaraz wyleci”. Miało to wyglądać tak, ze Urban leżał za świnką, którą dyscyplinował trzymając za tylne nogi. Jakkolwiek zwierzę ostatecznie nie zdołało zbiec, na co przez cały czas miało wyraźna ochotę, to swe napięcie wynikłe z zaistniałej sytuacji, rozładowało… wypróżniając się na twarz przyszłego rzecznika junty jaruzelskiej. O czym ten opowiadał z ukontentowaniem.

Są więc ludzie, którzy potrafią się czuć doskonale nie tylko wśród tak osobliwego towarzystwa ale i w znacznie gorszych warunkach. I jeszcze czerpać z tego radość. W końcu wytrzymał z nimi nasz kryształ największy wśród pajaców długie pięć lat.

Inna rzecz, że się im zdążył nieźle poprzyglądać i teraz cieszy ich konterfektami co niektóre oczy. Jak w sam raz na wybory. A oni? Muszą się czuć jak banda kryptoonanistów, którzy z entuzjazmem dopuścili do konfidencji nowego kolegę a teraz mają żal że wszystko nagrywał i po czasie puścił w obieg. Choć, jak podejrzewam, będą trzymać fason do końca.



* http://wsieci.rp.pl/opinie/horyzonty/Rafal-Ziemkiewicz-o-krzywym-zwierciadle-Janusza-Palikota

1 komentarz:

  1. Motyw zdrajcy, który nigdy nie wzbudzi zaufania u nowego pana. W odróznieniu od kontestatora, który prezentuje wallenrodyzm.

    Tak Urban, jak Palikot "poszli na swoje" wierni literackiej wenie, ale o ile Urban rzeczywiście zasługiwał na miano Naczelnego Głosiciela Propagandy w NWS, o Palikocie już tego powiedzieć nie można. Przez to, że mniej wszechstronnie utalentowany, dał poznać, czym było środkowisko, w którym tkwił oraz kim był on sam jako tego środowiska obrońca do czasu, aż nie dość doceniony odszedł.

    Na marginesie, Palikot myślał zapewne, że zainwestuje kilka lat, zbuduje tę rozpoznawalność, a potem niepostrzeżenie przejdzie do pierwszego rzędu i przeistoczy się automatycznie w nobliwego nestora. Dość ciekawy temat, Tymochowicz znów osiągnął połowiczny sukces.

    Pozdrawiam bardzo serdecznie

    OdpowiedzUsuń