Trudno zaprzeczyć, że nasza polityka to skumulowana patologia. Może będę nudny ale znów jako przykład przytoczę wojnę, w znacznej mierze domową, o to jak wielkim bohaterstwem było albo nie było recenzowanie wyborczego klipu związku zawodowego wiejskiej nomenklatury.
Do rangi casus belli podniesiony został problem, który nikogo obecnie nie powinien zaprzątnąć na więcej niż na trzy do pięciu sekund bez względu na to czy wyskoczyłby z nim poseł Hofman, prezes Kaczyński, Tusk prezes rady czy tam wszystkie gazety lub czasopisma oraz zaprzyjaźnione stacje razem. Więcej. Nawet gdyby sam Bóg z nieba zstąpił i klarować zaczął wyborcy, że ten klip to kicha i dowód zdziczenia to ja, a za mną każdy normalny wyborca, upadłszy najpierw jak należy na kolana, odrzec powinienem tymi słowy: „Boże Wszczechmogący, w Trójcy Jedyny Prawdziwy! A co mi tam jakaś piosenka i to, co kto o niej myśli? Tyle jest spraw poważnych, że to akurat to mi zwisa i powiewa!”. No może z tym „zwisa” i z tym „powiewa” bym się zastanawiał bo hit ludowców i hit Hofmana nie są warte wiecznego potępienia.
Cała ta okładanka ma miejsce na miesiąc przed wyborami. I zdaje się być znakiem firmowym stanu nie tylko naszej klasy politycznej ale, co równie a może i bardziej smutne, znacznej części wyborców. Niestety, tych wyborców, którzy zdają się uważać za najbardziej wyrobionych i politycznie uświadomionych.
Tedy na miesiąc przed wyborami pasjonujemy się najpierw diskopolo PSL, później diskopolo taktu i rozwagi Hofmana wreszcie dorodnym burakiem cukrowym w rękach Kłopotek Brothers. A nikt w tym czasie jakoś szczególnie nie docieka i nie zmusza swych potencjalnych wybrańców by skupili się na esencji tego, co wypełniać powinno kampanie wyborcze. na wyborczych programach i przyszłych zamierzeniach. W tej sytuacji zdaje się pobrzmiewać echo opinii kolegi grudq’a sugerującego, że wyborcę należy wychować. Choć ciśnie mi się na język uwaga, że to, to pasowało raczej w poprzedniej epoce, zdaje się że marzenia kolegi i, jak mniemam, naszej klasy politycznej są bliższe realizacji niżbym chciał.
Tak bliskie, że nikt na ten przykład, absolutnie nikt z wyborców PO nie uznał za idiotyzm równoczesnego przekonywania, że się Polska zmieniła tak, że nic w niej nie jest już takie samo w zasadzie a jedynym, co zmiany nie wymaga (wedle pani Kidawy – Błońskiej, będącej wówczas akurat „ustami” PO) jest program partii napisany zanim cokolwiek PO zaczęła zmieniać. Słowem program to taki kawałek papieru bez znaczenia.
Ziemia się wtedy nie zatrzęsła bo faktycznie wyborcy już są „wychowani”. Są niczym te grudq’owe oddziały, które mu płoszę i sieję im zwątpienie.
Oczywiście nikt nie broni robić wyborcom za „mięso armatnie” jeśli taka ich wola. Ale ich autonomiczna zgoda na to jest według mnie przejawem utraty wyborczego instynktu samozachowawczego. I zgody na to, by funkcjonowanie sfery publicznej postawić na głowie. Bo tym właśnie jest zapomnienie, że to nie politycy tylko obywatele są podmiotem polityki. Politycy są tylko takim mniej lub bardziej funkcjonalnym gadżetem, na który wymienili sobie owi obywatele inny, mniej wydolny gadżet, któremu łeb odrąbali 30 stycznia 1649 albo 21 stycznia 1793. Tak akurat ludziom pasowało po prostu.
Ja wiem, że czasem są sprawy, które wyobraźnię i wiedzę wyborcy przerastają. Ale jeśli ktoś wtedy rzecz próbuje rozwiązać tłumacząc „nie pojmiesz ale ja to za ciebie załatwię” jest wrogiem, nie powiem demokracji bo ona to też gadżet tylko, jest wrogiem prawdziwym tych tak chętnie wyręczanych. Nie wychowuj polityku! Przekonuj. Tobie nie jest potrzebny ani jeden wojak w wyimaginowanym szeregu. Tobie nie jest potrzebny wyborca oddany. Tobie jest potrzebny wyborca przekonany i świadomy.
Przede wszystkim po to, by już kolega grudeq nie musiał się bać, że się tłumy zwolenników mogą rozpierzchnąć. W pospolite ruszenie omamione nagła wizja cudownego tryumfu równie łatwo wlać nadzieję jak poczucie zwątpienia. W karny szereg „armii nowego modelu” to drugie trudniej bo ona nie maszeruje na wizji ale na kalkulacji. Tu dodam, że poziom owej kalkulacji jest wypadkową skuteczności i uczciwości przekonujących. A jeszcze bardziej mądrości i właśnie instynktu przekonywanych. To taka uwaga do tych, co by mi chcieli z populistami wyjechać.
Niech kto mi powie, że poza emocjami klasa polityczna oferuje „swoim” i potencjalnym wyborcom coś więcej. Nie! Nawet „zmieniający Polskę” „technokraci” z PO są w stanie pokazać póki co „pełnego nadziei” kierowcę, który snuje marzenia że starczy się trochę pomęczyć i z górki będzie. Zaś PSL, póki mu Hofman nie zafundował pomysłu na event z cukrowym burakiem, w kampanii nie istniał. A opozycja to w zasadzie same emocje.
Do dziś za szczyt politycznej mądrości uchodzi pamiętne zdanie: „"Nie pytaj, co twój kraj może zrobić dla ciebie, zapytaj, co ty możesz zrobić dla swojego kraju". Nikt jakoś nie pomyślał jak bardzo jest one bezsensowne. W tym oddzielaniu oczywistej jedności, którą dla każdego powinno stanowić „ja” i „mój kraj”. Ile byśmy patriotyzmu nie wlali w opisywanie pobudek kierujących naszymi publicznymi i prywatnymi działaniami to nie jest on w stanie zmienić faktu, że robimy to po prostu dla siebie.
Ktoś, kto tę świadomość porzuca, rezygnuje z niej by się grudq’owi dać „wychowywać” i w szereg karnie stawiać, kpem jest a pociecha z niego, tak dla grudq’a jak i dla Polski z niego żadna. Choćby mu żadne rosemanny zapewne za nic zwątpienia w głowie zasiać nie były w stanie.
Popytajcie tu i ówdzie a usłyszycie, że strzec się trzeba istot, które wyzbyły się instynktu samozachowawczego. Bo to rzadko objaw dość przydatnej uległości. Częściej zaś wścieklizn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz