Tytułowym hashtagiem Platforma
Obywatelska miała znaczyć swą ofensywę sieciową, towarzyszącą wczorajszej konwencji partii, rozpoczynającej
(przynajmniej wedle Platformy Obywatelskiej) marsz po kolejne cztery lata
władzy. Członkowie, sympatycy i owa mityczna (niczym 300 spod Termopil) setka
wyrobników PO, nauczeni złym doświadczeniem ostatniej kampanii wyborczej mieli
zarzucić internet komunikatami, z których wynikać miało, że kryzys ma już
partia za sobą a przed sobą wyłącznie świetlaną przyszłość.
Niestety dla PO, jej sympatyków i
wyrobników nic z tego nie wyszło. Ani w sieci ani w realu. W sieci szybko do
akcji dołączyli przeciwnicy PO przejmując ją i zrobiła się świetna zabawa a w
realu…
Tu z oceną mam jeden problem. Bo
jednak ów zapowiadany „punkt zwrotny” nastąpił. Nie, nie taki, jakiego w PO
oczekiwano. O tym napiszę za chwilę ale najpierw chwilę o tym, czemu nie
wyszło.
Nie wyszło bo w obecnych warunkach
już chyba nie mogło.
Nie mogło wyjść bo przeciwko euforii,
która niesie od ostatnich wyborów „masy pisowskie” (szanowni politycy,
zwolennicy i klakierzy PO, zapamiętajcie te „masy” bo tego właśnie nie macie i
chyba nigdy nie mieliście) PO ma zniechęcenie, brak wiary i chyba coraz
bardziej paraliżujący strach przed porażką. Opisany genialnie przez jednego z
internautów, który o wystąpieniu Ewy Kopacz na konwencji napisał „Kopacz płacze
z kartki”.
Ewa Kopacz…
To, że Ewa Kopacz nie jest jakoś
specjalnie trudnym przeciwnikiem w medialnych starciach wiedziałem nie od dziś.
Jednak kiedy okazało się, że będzie toczyć symultaniczny pojedynek na
wystąpienia nie z Kaczyńskim i nie z Dudą tylko z Beatą Szydło, jakieś szanse
jej mimo wszystko dawałem. Przyznaję, uważałem Beatę Szydło za jedną z
najbardziej pozbawionych charyzmy osób z kierownictwa PiS. Nie wiem czy dotąd
myliłem się, czy nagle to na nią spłynęło z niebios czy też wczoraj był po
prostu „dzień zająca”* i Beata Szydło niespodziewanie pobiegła po rekord
świata. Ów „rekord” to coś oczywistego niezależnie od tego, że wystąpienie Ewy
Kopacz było marne a miejscami mocno nieprzemyślane albo wręcz śmieszne. Choćby
wtedy, gdy obiecywała ciężką pracę Platformy ale tylko do wyborów (co
bezmyślnie później powtarzali w sieci ludzie PO z panem Bonim na czele) albo
powtarzała chwyty swoich bardziej utytułowanych kolegów Tuska (gdy
przestrzegała partię przed pychą) i Komorowskiego gdy „natentychmiast” niczym
tamten w wieczór wyborczy po I turze wezwała Kaczyńskiego na debatę. No i gdy
straszyła PiS, przypominała SKOK czyli brnęła koleinami, którymi aktualny
jeszcze Prezydent wyjechał z czynnej polityki. Tu znów odwołam się do
komentarza z netu „To wezwanie Kopacz o wypuszczenie Macierewicza było tak
żałosne, że facet w komisie skomentował to: Spieprzaj złodziejko!”**
I tu dochodzę do prawdziwego punktu
zwrotnego. Zdarzenia, które oglądałem z niemałym zdumieniem. To, że nie
zestawię wystąpień Kaczyńskiego i Dudy z żadnym wystąpieniem z konwencji PO
wynika z faktu, że żadnego innego poza wystąpieniem nie widziałem. Choć z
drobnymi przerwami na TVP Info i Polsat News, konwencje oglądałem w
„zaprzyjaźnionej” z PO, przynajmniej zdaniem Andrzeja Wajdy, stacji TVN24.
Zdumiewające było, że konwencją PO
nikt się nie zainteresował a posłanka tej partii Agnieszka Pomaska na Twitterze
zachęcała by śledzić event partii za pośrednictwem medium, które znałem dotąd
jako polecane do śledzenia spotkań w Klubie Ronina (z całym szacunkiem dla tego
miejsca i dla Periscope).
Kiedy na konwencji PO pojawiały się
kolejne „nowe twarze” (Lewandowski, Trzaskowski, Zdanowska, młody Wałęsa)
prezentujące to, co miało właśnie przekonywać, że punkt zwrotny nadchodzi,
wszystkie programy informacyjne transmitowały całe wystąpienia Kaczyńskiego,
Dudy i wreszcie Beaty Szydło. I da się
to wyjaśnić tylko tym, że właśnie na Torwarze a nie w Arenie Ursynów, gdzie
zebrała się Platforma, działo się to, co przyciągało uwagę i w jakiś sposób
stawało się historią.
Nie ukrywam, że ten wczorajszy punkt
zwrotny dla mnie polegał na odkryciu, że przez ponad godzinę z wielką
przyjemnością oglądałem TVN24.
A Platforma...? O Platformę pytajcie
w Platformie. Sądząc z atmosfery na konwencji tam najlepiej wiedzą.
ps. Już po napisaniu tego tekstu
znalazłem polecany przez kogoś tekst Agnieszki Burzyńskiej na portalu Kulisy24.
Już tytuł wiele mówi „Konwencja PO: ktoś to w ogóle transmituje?”*** a w nim
fragment „Wszystko zgodnie ze scenariuszem. Przemawia Rafał Trzaskowski, jako młoda
twarz i nowi ministrowie zdrowia, sportu oraz skarbu. To na nich partia chce
opierać kampanijną strategię. – Ktoś to w ogóle transmituje? – pyta jeden z
posłów monitorujący Twittera. Okazuje się, że żadna z telewizji nie pokazuje
konwencji PO, bo na konkurencyjnej konwencji PiS właśnie przemawia świeżo
namaszczona kandydatka na premiera, Beata Szydło. Sytuacja robi się coraz
bardziej nerwowa, bo za chwilę na scenę ma wejść Ewa Kopacz. – Wystąpienie Ewy
to chyba jednak na żywo pokażą?”
*„Dzień zająca” to data świętowana
przez biegaczy długodystansowych. Nie znalazłem kiedy przypada i z jakiej
dokładnie okazji. „Zając” czyli pacemaker to biegacz, którego zadaniem jest
rozpoczęcie i prowadzenie biegu, w którym zaplanowano dobry czas albo nawet
rekord w takim tempie, by bieg był bardzo szybki a faworyt nie musiał się
trudzić prowadzeniem stawki. Po pewnym czasie szalejący „zając” schodzi z trasy
bo nie ma sił. I pewnego dnia zdarzyło się, ze jeden z takich „zajęcy” widząc,
ze narzuconego tempa nie wytrzymał nikt z reszty stawki, machnął ręką na
wszystkie ustalenia i pobiegł do mety.