niedziela, 3 lutego 2013

Dajcie spokój z tą moralnością! (Wieża Babel z chromosomów)



Przyznam, że powoli w dyskusji o porządku społecznym i przy okazji (a fe!) moralnym zaczyna mnie po części bawić ale bardziej pasjonować nicowanie się punktów widzenia antagonistycznych stron którego symbolem jest zaskakująca afirmacja ducha w starciu z materią. Tu należy się wyjaśnienie, czemu ta moralność tak zdaje się mnie uwierać. Wynika to z faktu, że jest chyba kategorią stanowiącą raczej kamień u szyi obrońców tradycyjnego (nazwijmy to) porządku niż wsparcie dla nich.
Czego by o obecnym sporze nie powiedzieć, to trudno nie zauważyć, że w tej wojnie ideologicznej tradycjonaliści zostali zaatakowani, że tak powiem, od tyłu. Z tej strony, z której ataku się nie spodziewali sądząc, że tam akurat są najlepiej przygotowani na obronę.
Dotąd było tak, że progresywistom bliżej było do natury gdzie tak chętnie poszukiwali swoich „braci mniejszych” a znalazłszy ich, również wzorców uzasadniających animalistyczne podejście do kwestii oddawania się czy to przyjemnościom czy też żądzom. Te zaś były dopiero punktem wyjścia do kształtowania estetyki czy też etyki. Tradycyjnym sposobem argumentowania było poszukiwanie analogii w świecie natury i podrzucanie przykładów a to powszechnej niewierności wśród amazońskich papug, a to braku przywiązania do macierzyństwa wśród kukułek a to wreszcie zachowań homoseksualnych wśród bretońskich baranów. Fakt, że w pewnym momencie a może i od początku byli mocno niekonsekwentni w przekładaniu praw natury na potrzeby i oczekiwania gatunku ludzkiego. Lubiłem z tego korzystać dla zgrywu gdy mnie zaczepiały aktywistki czy to Greenpeace czy WWO a ja domagałem się od nich odpowiedzi czy są za aborcją u fok. Zapał, z jakim mnie przekonywały, że absolutnie nie gasł natychmiast, gdy przechodziłem na gatunek ludzki. Żadna nie ponawiała prośby o wsparcie ich działań stosownym datkiem…
 W opozycji do nich przeciwstawiano przede wszystkim osobliwość gatunku ludzkiego jako tego, który bardziej żyje w sferze duchowej niż w tej uwarunkowanej biologią. I wspomniana moralność była tu jednym z częściej używanych narzędzi. Jakkolwiek taki punkt widzenia mocno uszlachetniał to ostatecznie obrócił się przeciwko tym, którzy nasza odrębność i mające jej chronić, przyjęte w jej ramach rozwiązania traktowali jako argument decydujący. Mówiąc brutalnie ta zdrada carnalis na rzecz spiritualis dość zaskakująco obróciła się przeciwko zdradzającym.
Patrząc z boku na spór o to kto jest kim, od kiedy i w oparciu o jakie kryteria oceny z lekkim przerażeniem (bo jednak trzymam z jedną ze stron dyskusji) i sporym zaciekawieniem by nie rzec ubawieniem patrzę jak dotychczasowi zwolennicy człowieka jako istoty biologicznej punktują właśnie duchowy aspekt konfliktu. Dość kulawo ale sam kierunek, z którego uderzają niejako wybija ich oponentom broń z ręki. Bawi mnie to bo okazuje się, że to, co, mówiąc brutalnie, ma w bieliźnie pewna (jak stoi w papierach) pani okazuje się prawdziwym tryumfem ducha nad materią. Tym, co nas właśnie najbardziej różni od wspomnianych  bretońskich baranów. One nie mają sfery duchowej w związku z tym wiadoma ingerencja chirurgiczna przeprowadzona na nich byłaby uznana za przykład zarówno okrucieństwa jak też oczywistej mistyfikacji.
Niemniej jednak sam czytelnik przyzna, że takie argumentowanie, w starciu z duchową sferą przeżyć i odczuć owej pani (jak stoi w papierach) brzmi brzydko.
W tej dyskusji, jak by się jej nie ustawiało i rozgrywało, niestety biologia jest nie do pokonania. Ile by się pokrętnych argumentów nie wymyśliło. I to tak naprawdę jest dobra, choć okrutna wiadomość. Nawet jeśli dojedzie do tego, że społeczeństwa, które „są na to gotowe” faktycznie uznają taki „tryumf ducha” za coś bezwzględnie akceptowalnego i jakoś do niego swoją nową „moralność”, i tak na sam koniec ona zatryumfuje.
Przyznam, że tak obiektywnie, w oderwaniu od wszelkich uwarunkowań biologicznych i psychologicznych, to, co zrobiła wielekroć wyżej przywoływana pani jest dość kuszące właściwie dla każdego. Bo bez wątpienia fajniej jest być fajną babką niż topornym facetem. Nie twierdze, że owa pani jest „fajna” ale przecież chirurgia nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
W każdym razie możliwe, że za jakiś czas w tych „otwartych” społeczeństwach wszyscy będą mieli „uzasadnione wątpliwości” co do wyboru, jakiego w ich imieniu dokonała natura i wszyscy postanowią to skorygować. Po jakimś czasie te „otwarte społeczeństwa” przestana mieć z tym problem. I ze wszystkim innym. Po prostu przestaną istnieć. A gatunek przetrwa dzięki tym społeczeństwom, którym pewnie bliżej (może nie do końca z wyboru) do zarzucanej właśnie przez zwolenników nowoczesności jedności z naturą. W których nikomu do głowy nie przychodzi że to, co mają poniżej pasa to pomyłka i raczej, w przypadku wątpliwości, szukają jej w głowach.
Ten obserwowany „tryumf ducha” targanego wątpliwościami co do swej tożsamości jest wiec tryumfem tymczasowym. Tak, jak tryumfem zdawało się położenie kamienia węgielnego pod budowę Wieży Babel. Skończyło się wtedy tak, jak i teraz, gdy znów co niektórzy poczuli się równi Bogu. I właśnie z tego powodu warto pamiętać, że ów Bóg najpierw ukształtował nas biologicznie a później długo się przyglądał naszemu gatunkowi zanim zasugerował nam, że warto jeszcze żyć moralnie.

2 komentarze:

  1. Pan Bóg ma i tak świętą cierpliwość...
    Najpierw wyeksmitował Adama i Ewe z Raju...nie pomogło.
    Potem spuścił potop...nie pomogło,inne plagi...tez
    nie pomogło.
    Rzezie,wojny,katastrofy,pożary,klęski głodu...tez
    nici...
    Pan Bóg dojdzie pewnie do wniosku,że gatunek homo
    musi zniknąć z tej Galaktyki,otworzy sobie okienko w chmurce i będzie sie przypatrywał.
    SAMI SOBIE ZGOTUJEMY TEN LOS!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację. Niewiele będzie się musiał napracować :)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń