sobota, 14 marca 2015

Korekta noska czyli God Save Putin



Nie dziwię się zdumieniu a tym bardziej niepokojowi, jaki wywołało nagłe i jak na razie niezrozumiałe zniknięcie Władimira Władimirowicza Putina. Kiedy znika bez uprzedzenia człowiek, który niewątpliwie jest „człowiekiem nr 1” nie tylko magazynu „Time” trudno nie zastanawiać się co albo kto za tym stoi. Trudno także nie odczuwać niepokoju. „Ludzie nr 1” nie znikają ot tak!

Tym bardziej trudno się nie niepokoić wobec kolejnych prób „uspokajania” przez Kreml sytuacji w sposób, który szybko demaskowany jest jako oczywista „ściema”. Chyba właśnie te kolejne „dowody” na to, że Putin jest i ma się dobrze są źródłem najpoważniejszych niepokojów. Dowodzą bowiem zarazem desperacji Kremla w uspokajaniu sytuacji jak też bezsilności i braku skuteczności.

Najbardziej zdumiewające jest to, że trudno sobie w ogóle odpowiedzieć na pytanie co mogło się stać. Spośród tłumaczeń, które pojawiły się w mediach najbardziej przekonuje mnie opinia wygłoszona z Kijowa, wedle której Putin faktycznie jest chory czy raczej niedysponowany ale jego życiu nic nie zagraża. Sam skłaniam się wręcz ku (własnej) teorii, że Putin nawet nie jest chory ale poddał się kolejnemu zabiegowi upiększającemu. To, a także  znana skłonność Putina by popisywać się swoją męskością i sprawnością najlepiej tłumaczyłoby odseparowanie przywódcy od mediów na czas bandaży i boleści i te medialne wrzutki, które są dość szybko demaskowane jako mistyfikacje. Po prostu za jakiś czas Putin pokaże się młodszy i zgrabniejszy a na razie musi nam starczyć wersja poprzednia.

Mniej przekonany jestem zarówno co do możliwej nagłej śmierci Putina, jego ciężkiego stanu czy wreszcie odsunięcia go od władzy.

Śmierć czy niepełnosprawność w końcu trzeba by ujawnić. Szczególnie śmierć bo kalekiego wodza jakoś tam można by zaprezentować. Kto pamięta przełom lat 70 i 80 XX w. ten przypomina sobie jak całkiem dobrze radził sobie ZSRR na czele z Breżniewem, który sprawiał wrażenie nie łapiącego zbyt wiele z tego, co działo się wokół.  Oczywiście wiem, że w takich „demokracjach” jak rosyjska w sytuacjach kryzysowych potrzeba czasu by ustawić nową „hierarchię dziobania”. Ale wtedy nie byłoby tych montaży i fotomontaży, które post factum ośmieszałyby kremlowską propagandę. Choć może akurat przeceniam tamtejszą dbałość o powagę i wizerunek aparatu propagandy.

Zupełnie niewiarygodna wydaje mi się wersja puczu. Nie wyobrażam sobie by dziś władze w Rosji mogli przejąć ludzie chcący odwrócić wektory polityki Rosji. Tym bardziej nie wyobrażam sobie by Putina chcieli obalić ludzie zamierzający kontynuować jego politykę. W obu przypadkach  mówimy o obaleniu człowieka do którego rzeczywista miłość poddanych znacznie przekracza to, na co liczyć mógł Chavez czy nawet Fidel Castro. Obecnie, gdy międzynarodowe napięcie wokół polityki zagranicznej Rosji jest porównywalne z czasami ZSRR kremlowskim klikom jakiekolwiek wewnętrzne napięcia potrzebne są jak damie lekkiego prowadzenia opady. A kto wie czy, zgodnie z odwieczną tradycją, gdzieś nie objawiłby się „cudownie ocalony Władymir Władymirowicz”.

Najciekawszy psychologicznie wątkiem związanym z „zaginięciem Putina” są rozważania, które skupiają się na możliwych następcach obecnego przywódcy kończące się wnioskami, w których Putin okazuje się „mniejszym złem”. Ktoś, całkiem bez sensu, zasugerował, że właśnie o to chodzi Kremlowi. Bez sensu bo Putin (i każdy po nim) i tak będzie robił swoje bez względu na to czy dla Europy byłby większym, mniejszym czy każdym innym złem.

Dla zwolenników „mniejszego zła” o nazwisku Putin ze specjalną dedykacją:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz