wtorek, 3 lutego 2015

Nowe otwarcie Ewy Kopacz



Krystalizujący się właśnie obraz zapowiadanego niedawno przez premier Ewę Kopacz „nowego otwarcia” musi zastanawiać a być może nawet i zdumiewać. Myślę, że to drugie dotyczy także jeśli nie przede wszystkim zgnębionych i sponiewieranych nieco przez ostatnie, dość liczne niefortunne przypadki zwolenników i wyznawców obecnej władzy.

Kiedy po ostatnim tąpnięciu ekipy, zakończonym odejściem w niesławie najbliższych współpracowników Kopacz, zapowiedziała ona wspomniane „otwarcie”, mogło się zdawać, przynajmniej tym, którzy bardzo na panią Kopacz liczyli, że przygotowywana jest jakaś wunderwaffe, dzięki której ekipa odbije się od ściany, pod którą od jakiegoś czasu stoi i przejdzie do takiej ofensywy, że…  

Ja te oczekiwania doskonale rozumiem. Jeśli polityk na niewiele więcej niż pół roku przed wyborami zapowiada zmiany, ma na myśli, musi mieć na myśli nie kosmetykę tylko prawdziwa rewolucję. Z kosmetyką można wtedy dać sobie spokój a jeśli nie można, robi się ją w zaciszu gabinetów. Tak, by jej efekty nie za bardzo i nie za gwałtownie rzucały się w oczy.

„Nowe otwarcie” Ewy Kopacz może zdumiewać. Ba, musi zdumiewać!  Najważniejsze nazwiska, które po otwarciu ukazały się oczom oczekujących z nadzieją, mogą oznaczać bardzo wiele ale z nadzieją raczej się nie kojarzą. Wobec potrzeby rzeczywistego wunderwaffe są chyba dosyć beznadziejne. 

Jeśli lekarstwem na  obecną sytuację społeczną, na rosnące oczekiwania i roszczenia finansowe kolejnych grup społecznych i zawodowych ma być pan Jacek Rostowski, to trudno nie zareagować zdumieniem. I stwierdzeniem, że lepszym „otwarciem” byłoby zamknięcie rozdziału „premier Ewa Kopacz”. Włączenie do ekipy najmniej chyba popularnej i najgorzej chyba kojarzącej się społeczeństwu postaci, jaką Platforma w ogóle mogła znaleźć wydaje się błędem, głupota lub prowokacją. Albo dowodem na absolutny już brak jakichkolwiek sensownych rezerw kadrowych rządzącej partii. Dodanie do niego „Miska” Kamińskiego, który  mocno stara się zapracować na pozycję najmniej sympatycznej postaci sceny politycznej oraz pani Kidawy – Błońskiej, która może i jest sympatyczna i lubiana przez żurnalistów (takie uzasadnienie podała sama pani Kopacz) ale sprawnością i przesadną liczba przymiotów nie grzeszy, to wrażenie pogłębia. Z poprzedniego „rzecznikowania” znana jest przecież pani Błońska głównie dzięki genialnemu stwierdzeniu, że to są na pewno jakieś kwoty, które wynikają z różnych takich działań.

Decyzje kadrowe, podjęte dzisiaj świadczą chyba o tym, że Ewa Kopacz (nie wiem jak reszta PO) swą przyszłość zaczyna widzieć w kategorii cudu, który się ziści i pozwoli partii wygrać wybory a jej samej utrzymać władze nad państwem i partią. W szczególności na to wskazuje wyniesienie Michała Kamińskiego, który, zasłużenie czy nie, ma ugruntowana opinię spindoktora -  cudotwórcy.

Nie wiem jeszcze jak odebrane zostały nominacje ogłoszone przez Kopacz. Jak na razie wzbudziły one entuzjazm Jana Tomaszewskiego, który zadeklarował poparcie dla działań zgłaszając akces do Platformy. To pewnie nie jest sygnał, który z kolei mógłby wzbudzić entuzjazm w PO i jęk zgrozy  u konkurencji. Jeśli już to chyba odwrotnie.

Ciekawe tak przy okazji jak Ewie Kopacz udało się skruszyć opór czy może tylko sceptycyzm współkoalicjanta wobec kandydatury Rostowskiego. Dotąd wszak na hasło „Rostowski” PSL warczało i demonstrowało czarne podniebienie. A może to żadne tam „skruszenie” lecz taka szpila za wystawienie Jarubasa?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz